piątek, 24 stycznia 2014

Kiszonki

Jak powszechnie wiadomo kiszonki należą do grupy bardzo zdrowych produktów. Poleca się je w wielu chorobach oraz zapobiegawczo. Kiszenie odbywa się poprzez zasolenie i fermentację z udziałem różnych szczepów dobrych bakterii mlekowych. Owy kwas mlekowy powstaje poprzez zjadanie przez bakterie cukrów zawartych m.in. w kapuście. Kisić można oczywiście i inne produkty. Najpopularniejsze są ogórki, które co druga chyba gospodyni w naszym kraju przygotowuje latem. Gorzej jest natomiast z burakami i kapustą. Tej ostatniej postanowiłam się przyjrzeć bliżej. Pod koniec grudnia podjęłam decyzję o przechodzeniu na dietę. Musiałam zatem znaleźć dobre źródło kiszonej kapusty. Najczęściej w sklepach można kupić kapustę KWASZONĄ, która jest zalewana octem i nie ma dobroczynnych właściwości. Ponadto może powodować wszelakie dolegliwości związane z nadmiarem octu w organizmie. Ja mam po niej bóle brzucha i wzdęcia. Kiedy dowiedziałam się o dwóch sposobach uzyskiwania kiszonej kapusty zaczęłam czytać KAŻDE opakowanie, które biorę do reki w sklepie. Nachalnie wypytuję też ekspedientki co też kryje się w ich kapuście. Ponadto kapusta nie powinna przebywać w szczelnym, plastikowym opakowaniu. Dobroczynne bakterie giną z braku tlenu. Podobno kwas wchodzi również w reakcje z plastikiem, a o tym można już całe księgi pisać. Zdrowe to nie jest, dlatego do kiszenia poleca się drewniane beczki, słoiki i gliniane naczynia.

Dwa lata temu robiłam małosolne ogórki latem (uwielbiam) i kupiłam litrowe gliniane naczynie, specjalnie przeznaczone do kiszenia. Leżało potem i nagle się przydało. Z braku odpowiedniej kapusty w sklepie postanowiłam zrobić swoją. Bałam się strasznie, ale wiem już, że nie było czego. Popełniłam także kilka błędów. Mądrzejsza o te doświadczenia podzielę się z wami prawidłowym kiszeniem kapusty.

Do litrowego gara lub słoika wejdzie około kilo kapusty. Szatkujemy ją oczywiście. Można dorzucić marchew czy co tam lubicie. Ja za pierwszym razem jednak chciałam zobaczyć podstawowy efekt. 
A teraz o soli. Najlepsza jest oczywiście szara i nie powinna być jodowana. Na każdy kilogram kapusty świeżej bierzemy 1,5 do 2,5 dkg soli. Ja wzięłam około 2 dkg. Mam niedokładną wagę więc mogło być 2,1. Wiem już, że była nieco za słona jak dla mnie i dodam 1,5 do maksymalnie 1,8 jak zrobię to następnym razem. 

Czysty pojemnik wykładamy na dnie warstwą kapusty i zasypujemy odrobiną soli. Ugniatamy, bo musi puszczać sok. Ja użyłam drewnianej dużej łyżki. układamy drugą warstwę kapusty i posypujemy nieco solą. Znów gnieciemy. I tak do końca kapusty i soli. Jak skończymy kapusta musi być całkowicie pokryta sokiem. Jeżeli nie będzie zepsuj się zamiast zakisić. Przykrywamy małym talerzykiem i obciążamy. Ja do dużego słoika nalałam wody. Kapusta leży kilka dni w kuchni. Codziennie zachodzi tzw. burzliwa fermentacja. Woda podnosi się i może się wylać. Nadmiar należy zbierać do szklanki. Po kilku dniach (u mnie tydzień) odstawiłam w chłodniejsze miejsce (na balkonie było 5-10 st.) wtedy fermentacja przebiega powoli i wody może zacząć brakować. Dolewamy tą, którą mamy w szklance. Jak zabraknie robimy mieszankę na 1 litr przegotowanej wody 1-2 dkg soli. Mieszamy i dolewamy co dziennie. Po kilku dniach warto też wbić widelec w kapustę, żeby nieco odpowietrzyć. A po około dwóch tygodniach jest cudowna, domowa, bez octu! kapusta.

Czynności bardzo proste i nie wymagające dużo czasu. Ja będę robiła częściej. Jeżeli bardzo zagmatwałam przepis to jest wiele blogów, na których znajdziecie ciekawe instrukcje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz