piątek, 18 grudnia 2015

Nie marnuj jedzenia

Już od jakiegoś czasu mówi się o Francji. Prawne uregulowanie kwestii związanych z wyrzucaniem jedzenia przez sprzedawców jest według mnie strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu sklepy rozdają jedzenie potrzebującym i konkretnym organizacjom. Dzięki temu marnuje się jedynie niewielka jego część. Przynajmniej taką mam nadzieję. Jak to działa w Polsce? Obejrzyj ten filmik. Dowiesz się więcej.




czwartek, 17 grudnia 2015

Strefa komfortu

Progres ma miejsce jedynie wtedy, kiedy wychodzimy ze swojej strefy komfortu. Może nie dotyczy to wszystkich, ale na pewno większość ludzi musi się ze mną zgodzić. Zresztą nie są to moje słowa i wielu badaczy zgłębiło już temat na różne sposoby.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że siedzenie w miejscu jest wygodne, mało zaprzątające umysł i bezpieczne. Ale co się dzieje, kiedy zaczyna nam doskwierać nasze nudne i ubogie życie? Próbujemy zmienić nasze przyzwyczajenia czy otoczenie. I jest to najlepszy moment na opuszczenie ciepłego gniazdka jakie sobie uwiliśmy.

Zadanie to wcale nie jest łatwe. Może być nawet bolesnym doświadczeniem, a kiedy się nie uda staje się tragedią. Ale uwierz mi, że warto. Otwierają się oczy i nagle widzisz tak wiele... Ja przez kilka miesięcy zobaczyłam aż za dużo. Przytłoczyło mnie to i narobiło niezłych problemów. Wiem jednak, że z czasem będę wspominała ten rok z wdzięcznością jako ważną lekcję. Tylko dzięki temu sporo osiągnęłam i niektórzy są pod wrażeniem.

Czytając książki z zakresu psychologii zauważyłam, że większość ludzi myśli schematycznie, działa w ten sam sposób i nie chcą wychodzić ze swojej strefy komfortu. Stoją w miejscu, zarabiają mało i ciągle narzekają. Zajmują się wszystkim czyli niczym i najczęściej życie innych jest dla nich ważniejsze niż ich własne. Nic dziwnego, że nie są w stanie osiągnąć wyżyn.

Druga grupa to osoby o otwartym umyśle, które nie zawahają się zmiany. Ich mentalność jest zupełnie inna. Potrafią zadziałać schematycznie, ale często wykorzystują zupełnie inne drogi do osiągania swoich celów. Dlatego jedni są biedni,a drudzy bogaci jak pisze T. Harv Eker.

Zatem bierzmy się do roboty i zmieniajmy nasze życie bo warto!



EDIT 18.12.2015
No i proszę. Opublikowałam wpis, a kolejnego dnia Maja nakręciła na ten temat filmik. Polecam:



czwartek, 3 grudnia 2015

Wielkości porcji

Odkąd pamiętam wiele osób mówiło mi, że talerze które miały średnicę 30 cm, dziś mają 45. Naukowcy w laboratoriach oraz psychologowie cały czas współpracują z branżą spożywczą i wciskają nam coraz więcej. Firmy na tym zarabiają i udają, że tak powinno być. Czytałam ostatnio książkę, gdzie autor (jeden z psychologów Uniwersytetu Cornela) pokazuje jakie sztuczki wykorzystuje, abyśmy jedli więcej i kupowali chętniej. Książka ("Beztroskie jedzenie") powędrowała dalej, aby uświadamiać. Zapomniałabym o całej sprawie, gdyby nie dzisiejsze zakupy. Osiedlowy sklep. A raczej sklepik. Częściowo samoobsługowy. Kiedy przechodzi się przez niego nie da się ominąć regału z... chipsami. Na wysokości rąk, nieco poniżej wzroku światło odbija się od kolorowych torebek. Na ogół przechodzę tamtędy obojętnie. Dziś natomiast zaskoczyły mnie nowe, zupełnie inne opakowania i na moment się zatrzymałam. Zaczęłam czytać.

Odkąd pamiętam mała paczka była prostokątna i miała 27 g. Była to standardowa porcja dla jednej osoby. Potem za porcję zaczęto uważać okrągłe 30 g., a od jakiegoś czasu widziałam czasem 35 g. Dziś jednak mała paczka jest kwadratowa (co przykuło moją uwagę) i posiada średnią porcję 40 g. Małych paczek nie ma, zatem średnia ją zastąpiła. Najprawdopodobniej cena jest też większa.

Producenci sprzedadzą więcej czyli zarobią więcej. Co jednak z nami? Pomijam aspekt zdrowotny jedzenia "przekąsek". Martwi mnie jednak tendencja do przejadania się wszystkim. Według wielu osób (mnie w to nie wliczaj) kurczak jest zdrowy i można zjeść pół kilo za jednym razem. Dla wielu trzy jogurty pomimo cukru i sztuczności też są zdrowe, choć lata temu jedliśmy tylko jeden. 

Nie idźmy w ilość. Idźmy w jakość. Niezależnie co wkładamy do naszych ust, bo wszystko można "przedawkować".

poniedziałek, 30 listopada 2015

Motywacja

Kiedy coś się wali, to wali się wszystko! Znacie? Ja aż za bardzo. Przeżyłam chyba najgorszy miesiąc w tym dziesięcioleciu. Może w życiu... Sama nie wiem, ale wspominam to bardzo źle. Jest to czas, kiedy w pewnym momencie przestaje Ci się chcieć. No bo jak długo można walczyć, kiedy nie przynosi to nic pozytywnego i jest coraz gorzej. Ciężka sprawa.

Ostatecznie los zadecydował za mnie. Choroba przykuła mnie na kilka dni do łóżka, przez co po prostu odpuściłam całą walkę. Odpoczęłam przez ten czas i zrozumiałam, że nie można się ciągle starać, ciągle motywować i walczyć. Jesteśmy żywymi organizmami, które potrzebują od czasu do czasu świętego spokoju, czyli po prostu odpoczynku. Nie możemy starać się 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. To jest po prostu fizycznie nie możliwe. W tym czasie odpuściłam treningi, zajęłam się przyjemnościami i odpoczęłam choć trochę od pracy. Faktem jest, że nieco się rozleniwiłam i muszę na nowo wejść w lepsze jedzenie i systematyczne ćwiczenie, ale wiem, że z czasem znów będę pędziła.

Nasze życie działa jak sinusoida. Nie możemy być na topie cały czas. Nasza forma, dieta, dom czy praca mają prawo do kryzysu i odpoczynku. Nawet największa motywacja nie pomoże. Ja próbowałam się zmusić pomimo sił. W końcu organizm zastrajkował, bo potrzebował nowej energii. Kiedy po wolnym znów przekroczyłam mury firmy w której pracuję, wszystko potoczyło się inaczej. Emanowałam spokojem, co przełożyło się na osoby z którymi pracuję. Ich pozytywne zachowanie wpływa teraz na mój dobry humor, a to z kolei daje mi motywację do działania.

piątek, 23 października 2015

Nie samą szamą człowiek żyje

Ostatnimi czasy dużo siedzę przed komputerem oglądając vlogi. Gotując czy sprzątając nie tracę czasu, a widza i motywacja rosną w siłę. Przez to zaniedbałam nieco czytanie (na komputerze). Natchnęło mnie jednak, żeby z racji wolnego dnia (w końcu!) coś tu skrobnąć i nieco poczytać. Kolejnym motywatorem jest kill bill i jego komentarz pod jednym z moich wpisów. Uwielbiam ćwiczenia, które możecie tam znaleźć. Mimo to od miesiąca robię coś zupełnie innego. Trzy razy w tygodniu biegam, a pomiędzy tym ćwiczę z obciążeniem. Do tego rower do pracy 4 razy w tygodniu (około 50 km) i jeden dzień wolnego.

Bieganie!
Do tej pory wychodziłam z domu jakby to była dla mnie kara. Po przeczytaniu polskiej książki, którą bardzo polecam: Szczęśliwi biegają ultra zakochałam się w bieganiu po górach. Nogi palą z każdej strony, a uśmiech od ucha do ucha, kiedy kończę trening. O widokach nie wspominając. Potem kilka kilometrów po asfalcie to jak spacerek po lesie. A dzięki temu, że mam góry na wyciągnięcie ręki trial stał się moją codziennością.  Nie udało mi się przebiec więcej niż 30 km, ale i tak uważam, że zrobiłam mega postęp. Czasem lekki trening zastępuje mi wyprawa górska na nowy szczyt. Przestałam chudnąć. Moje łydki mają mega mięśnie i po raz pierwszy zaczynam wyglądać sportowo.

Siłka?
Większość ćwiczeń wykonuję w domu, choć zdarzają się też treningi na siłowni z kettlami. Jednak własna mata daje zupełnie inny komfort. Do tego robię wiele ćwiczeń z obciążeniem własnego ciała albo ze sztangielkami. Kiedy przestanę widzieć progres przejdę na większe obciążenia, a ponieważ sprzęt mam w domu (odważniki, gryfy, ławki) to nie muszę się o nic martwić. I w końcu mogę się pochwalić bicepsem, a słabość moich rąk odchodzi w niepamięć.


Nie raz wrócę do fitnesowego "skakania". Lubię to i energia grupy na zajęciach bardzo mi się podoba. Mimo wszystko powyższe modyfikacje będą teraz moich najczęstszym treningiem. Nie straszny mi deszcz czy śnieg przy bieganiu (mam też świetne buty), a ciężary dają mega progres, co również mi się podoba. Kręgosłup jest nieźle odciążony, stawy nie bolą, a kości też mi podziękują. Na dzień dzisiejszy polecam WSZYSTKIE sportowe aktywności bez wyjątków. Dla starych i młodych, dla mężczyzn i kobiet!

piątek, 31 lipca 2015

Cena zdrowia

Na dzisiejszych zakupach dopadła mnie pewna refleksja, która ostatecznie zahacza o poprzedni tydzień.

Dyskont spożywczy. Mała mieścina w górach. Poza zwykłym, chemicznym asortymentem robią na miejscu bułki. Całkiem spore i mocno napakowane w środku. Ser, szynka, pełno warzyw i mega porcja majonezu. Cena: 2,5 za sztukę. Kupisz dwie i masz z głowy pierwsze i drugie śniadanie. Najedzony po uszy możesz udać się na szczyt góry albo po prostu do pracy. W sumie nie wychodzi drogo, a można się napchać na pół dnia.

Inne miasto. Otwarty stragan z warzywami i owocami. W sumie nieco taniej niż w marketach. Mimo wszystko kupując banany, czereśnie i borówki wydałam ponad 20 zł. Również starczy na dwa śniadania. Takie może nieco burżujskie szczególnie z tymi borówkami, ale naszła mnie ochota (od dawna tłumiona), a cena zdecydowanie niższa niż do tej pory. Jakbym tak jadła codziennie to bankructwo murowane :/ Dlatego nie dziwi mnie fakt, że M. Mosiejko je częściowo skrobiowe, gotowane posiłki będąc w PL. Sam ostatnio przyznał, że najlepiej jego cera wygląda na 100% surowym jedzeniu, ale niestety cena niektórych owoców w porównaniu do ziemniaków jest przerażająco wysoka. Musi sobie chłopak odpuścić i ja również.

Inny aspekt to żywność EKO! Nic z kupionych przeze mnie na straganie produktów nie miało certyfikatu, czyli było pryskane chemią, a do taniochy nie należały. Jakbym miała iść do sklepu w którym mają eko odpowiedniki to chyba bym wyszła z pustymi rękami. No i bądź tu człowieku mądrym. Chciałoby się żyć zdrowo, ale ceny produktów są nieadekwatne do naszych zarobków. Po raz kolejny czytałam ostatnio "Jeść przyzwoicie" Karen Duve. Opisuje ona swoją dietę pod wieloma różnymi aspektami. Przewija się także cena produktów z eko certyfikatem w niemczech. Zatem kupując warzywa i owoce w bio markecie dopłaca ona jedynie 20% ceny! U nas tylko banany w Lidlu mają małą różnicę. Ale co z tego jak prawie nigdy ich nie ma lub są już wykupione:/ Udało mi się je kupić dwa razy. Były mega słodkie i pyszne. A co z ziemniakami wysoko postawionymi w parszywej dwunastce? Kiedy cena tych pryskanych oscyluje wokół 50 czy 80 groszy, za te z certyfikatem trzeba zapłacić co najmniej 3 złote. To nasza rzeczywistość. Duve kwituje swoje bio obserwacje tak: jeżeli jesz dużo warzy i owoców, rzadko sięgasz po mięso, ser i słodycze wzrost wydatków jest niewielki (20%). Dopiero kiedy twoja dieta zostaje w tych proporcjach odwrócona musisz się liczyć ze 100% wzrostem kosztów. U nas... niewykonalne.

Po raz kolejny rzeczywistość przygniotła mnie do ziemi i osłabiła moje poczucie racji w używaniu produktów eko. Na pocieszenie zostaje mi eko proszek do prania, który po raz trzeci już nabyłam w Rossmanie. Nie jest to może ideał, ale na pewno milion razy lepsze rozwiązanie niż znane marki, które uczulają i zalegają w naszych wodach.

A teraz zjem szejka bananowego i dosypię moje upragnione borówek.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Treningi zimą

Wiem, że było zimno. Wiem, że było mokro, ciemno i paskudnie. Nie odstraszyło mnie to jednak od jeżdżenia na rowerze. Nie chciało mi się za to regularnie biegać i pływać. Różnica temperatur i mokre włosy to nic przyjemnego po basenie.
Padło wymowne pytanie: "co by tu zrobić?". Miałam się zapisać do klubu fitness, ale jakoś tak mało pieniędzy miałam, a chciałam się ruszać. I tak oto najtańszym możliwym sposobem zaaplikowałam sobie trzy miesiące treningów w domu. Włączyłam YouTube, wyciągnęłam matę i strój sportowy. Ćwiczyłam 5-7 razy w tygodniu, a za każdy trening przyklejałam naklejkę do tabelki. Po prostu wstaję rano, przygotowuję wodę z cytryną i wio robię trening. Potem mycie i szykuję śniadanie czyli prawie zawsze szejka. A potem dzień leci z wielką energią. Co polecam? Cardio przeplatane z ćwiczeniem wybranych partii ciała lub całości. Mogą to być zatem treningi zarówno Ewy Chodakowskiej jak i Gillian Michaels. A poniżej coś dla Was. Mniej i bardziej zaawansowani - cardo workout. 





poniedziałek, 23 lutego 2015

Zdrowie?

W sumie co to jest zdrowie? Ile osób, tyle odpowiedzi. Jak dla mnie ze zdrowiem wiąże się nierozerwalnie holistyczne traktowanie naszych ciał. Ważne jest serce, wątroba, nerki, ..., ale ważne są także mięśnie. Ważne są pigułki, bo sama suplementuję niektóre składniki, ale ważne jest także to co jem. Ważne jest zdrowie psychiczne, bez którego nic innego nie osiągniemy. I ważny jest sport bo szkielet zbudowany z kości i mięśni trzyma całą resztę. Sport dla serca jest dobry i dla mózgu. Dla skóry i dla stawów.

Dlatego usiądź i spisz na kartce wszystkie te części: sport, psychika i dieta i zastanów się czy jakiegoś fragmentu nie zaniedbujesz. Jeżeli tak to od razu to zmień. Nie czekaj do jutra, do poniedziałku czy kolejnego miesiąca/roku. Zrób to natychmiast i ciesz się sukcesem:)

Jeżeli nie wiesz jak się do tego zabrać to poniżej jeden ze sposobów.
Konkretny diagram zaczyna się od 1' 45''


poniedziałek, 16 lutego 2015

bez glutenu

Jedna wielka konkluzja w tym temacie. Osoby chorujące na nietolerancję glutenu, na celiakię czy inne schorzenia układu pokarmowego mają przerąbane!!! Dzisiejsze społeczeństwo i przemysł spożywczy nie są na to gotowe. Przede wszystkim ludzie nie są na to gotowi. Na każdym kroku chleb, wszędzie ciasta. Włoskie jedzenie oparte o mąkę pszenną w każdym możliwym miejscu. Skusił mnie zarówno chleb jak i ciasta. Były urodziny, walentynki i do tego tłusty czwartek. Za pączkami nie przepadałam nigdy, ale ciasto z kremem lub czekoladą. I przyznaję się bez bicia, że zjadłam. Zdecydowanie jest tego mniej niż kiedyś, ale nie udało mi się do tej wyeliminować w całości glutenu. Czuję, że mój pszeniczny brzuch utrzymuje się przez to, ale moje uzależnienie jest większe niż przewidywałam. Muszę się jeszcze raz skupić i zacząć od nowa.

czwartek, 5 lutego 2015

przeziębienie

Chlapa za oknem, a zarazki mają raj. Wszyscy dookoła chorują i ciebie też coś łapie? Znalazłam idealny sposób. Wypróbowałam i śmiało mogę polecić. Tak się bowiem zdarzyło, że zaczął mnie łapać katar i pobolewało gardło. Nie brałam żadnych leków na receptę od lekarza. Kupiłam jedynie najmocniejszą dostępną w aptece witaminę C i łykałam codziennie. Do tego poprosiłam o wielką (100ml) strzykawkę i zaczęłam stosować płukanie zatok. Przegotowałam i wystudziłam 3-4 szklanki wody, dodałam łyżeczkę soli, wymieszałam i.... płukałam kilka razy gardło, a resztę wlewałam do strzykawki oczywiście bez igły i płukałam nos nad zlewem. Banalnie proste, a jak skuteczne! Przeziębienie, które u innych przerodziło się w zapalenie gardła, gorączkę i nie wiadomo co jeszcze u mnie skończyło się po trzech dniach i śladu po nim nie ma. Dlatego niepotrzebne mi leki na receptę, które i tak nie pomogą i chorujemy tydzień albo dwa. Wystarczą proste i sprawdzone domowe sposoby. Tańsze, łatwiejsze i lepsze. Nic dodać, nic ująć.

poniedziałek, 2 lutego 2015

bez glutenu

Temat glutenu męczy mnie już od dawna. Ciągle słyszy się o nietolerancji, chorobach, szkodliwości. Kilka blogerek zrobiło "test". Wyeliminowały gluten na dłuższy okres czasu. Jedna poczuła się lepiej gastrycznie. Po powrocie do chleba żołądek i jelita zastrajkowały ze zdwojoną siłą. Znów odstawiła i znów brak problemów. Druga miała pszeniczny brzuch, który sam, bez diety i ćwiczeń obkurczył się o połowę po eliminacji "jedynie" glutenu. Ja mam podobnie. Chciałabym zatem przez 30 dni nie jeść pewnych produktów, które i tak nam nie służą i od których jesteśmy uzależnieni. Tak, tak gluten uzależnia.

Ponieważ wielokrotnie go rzucałam i do niego wracałam, sposób jest tylko jeden. Ogłaszam całemu światu gluten free diet i koniec. Będę się spowiadała z tego co się dzieje. Dziś zjadłam zielonego szejka na śniadanie, na obiad będzie mega sałata z kaszą, a potem... jeszcze sama nie wiem. Chleb mnie na razie nie kusi. Najadłam się go "na zapas" w zeszłym tygodniu. Była pizza, kanapki, a na dokładkę makaron. Czułam się ospała, bolała mnie głowa i miałam ciągoty do wszystkiego co niezdrowe. Od teraz zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. Liczę na wasze wsparcie.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

80/10/10 raw till 4?

Niejaka Freelee je od długiego czasu na surowo, stosuje 80/10/10 i jest znana na całym świecie. Postanawia jednak wzmocnić swoją pozycję. Stworzyła styl żywienia, gdzie do godziny 16 jemy surowe, potem możemy jeść gotowane. Oczywiście musi być wegańskie/bezglutenowe/wysoko węglowodanowo i najlepiej z michą zielonej sałaty. Wiem, że nie ma co do tego żadnych podstaw medycznych, wiem, że wielu to śmieszy, ale ja jakoś nie mogę wytrzymać na surowym jedzeniu w 100 %. Ilość błonnika przeraża moje jelita i powoduje niedogodności, co może prowadzić do poważnych chorób:/ Dobrze czuję się jedząc rano szejka, potem wczesny obiad z gotowanym, np. ryż z michą sałaty albo jakaś zupa z zieleniną, potem przekąska, najczęściej owocowa i na kolację też odrobina przetworzonego: chleb, ziemniaki, kasza czasem makaron. Albo zupełnie inaczej, jak zjawi się jakiś dzień objadania, choć staram się od nowego roku pilnować. Mniej kawy i zero niewegańskich słodyczy na przykład.

Wracając do głównego wątku. Nie zawsze jem raw do 16, a potem gotowane, ale powiem szczerze, że jeżeli tak jest to czuję się wspaniale. Mój apetyt na gotowane jest zaspokojony, a surowe odżywania mnie przez wiele godzin. Dużo brakuje mi do doskonałości w kwestii żywienia. Raz/dwa razy w roku jem pizzę i jakoś wolę wersję z serem (jedyny ser jaki jem). Nie mam niestety restauracji z wegańską opcją tego fast foodu. Kiedy idę w góry i nie mam swojego mleka sojowego/ryżowego/innego to piję kawę z krowim. Po prostu lubię białą zdecydowanie bardziej niż czarną. Na święta spróbowałam drożdżowe tradycyjne ciasto i mleczną czekoladę, choć potem zajadałam się moją surową szarlotką :D Pewnie jeszcze kilka przykładów by się znalazło, ale nie o to teraz chodzi.

Całkiem dobrze idzie mi zdrowe, coraz bardziej surowe jedzenie i tego się będę trzymała. Niezależnie czy do szesnastej, czy później. Zatem polecam wszystkim michę sałaty i trochę ryżu albo ziemniaka.

piątek, 23 stycznia 2015

Core

Core to inaczej mięśnie głębokie lub mięśnie stabilizacyjne. Sama dowiedziałam się o nich stosunkowo niedawno i jestem szalenie zaskoczona rezultatami jakie daje ich ćwiczenie. 


Celem treningu core jest poprawienie stabilności tułowia, a w konsekwencji całego ciała. Trenerzy często tłumaczą swoim podopiecznym, że każdy ruch wychodzi z tułowia i nazywają go centrum ciała (angielscy trenerzy mówią o rdzeniu - core). To prawda, każdy ruch ręką czy obiema rękami albo nogami zaczyna się od tego, że mięśnie tułowia napinają się, aby utrzymać go w najlepszej do wykonania ruchu pozycji. Dopiero później następuje ruch ręką lub nogą. Bez działania mięśni stabilizujących tułów nie bylibyśmy zdolni ani chodzić, ani unieść szklanki do ust.



O stabilności tułowia decyduje szereg mięśni. Najczęściej wymienia się tzw.: mięśnie głębokie, a przede wszystkim głębokie mięśnie brzucha. Tymczasem funkcję tę pełnią też mięśnie położone wewnątrz miednicy, przykręgosłupowe, powierzchniowo usytuowane najszersze grzbietu, prosty i skośne brzucha, a także mięśnie pośladkowe. Wzmocnienie ich wszystkich jest celem treningu core, który uczy także prawidłowych nawyków ruchowych, czyli np. tego, aby napiąć mięśnie brzucha przed dźwignięciem ciężkiego pakunku czy sztangi. Do zalet treningu core należy:
- łatwość w utrzymaniu poprawnej postawy,
- lepsze poczucie równowagi,
- większa siła, którą można wykorzystać w ulubionych sportach,
- mniejsze ryzyko kontuzji,
- obniżone ryzyko pojawienia się bólów krzyża.





Mięśnie rdzenia stanowią tarczę otaczającą wewnętrzną część powierzchni brzucha. Działają jak pas otaczający tułów, który utrzymuje prostą sylwetkę. Pas ten tworzony jest przez 4 podstawowe mięśnie: Mięsień poprzeczny brzucha, najgłębszy ze wszystkich mięśni brzucha, leży poniżej kresy ukośnej. Połączony jest z kręgami lędźwiowymi, otacza je i biegnie z powrotem do przodu łącząc się w linii środkowej brzucha. Praca tego mięśnia powoduję podniesienie ciśnienia wewnątrz brzucha, przez co utrzymuje sztywno i stabilnie część lędźwiową kręgosłupa. Drugi to mięsień wielodzielny, który jest najlepiej rozwinięty w okolicy lędźwiowej. Biegnie wzdłuż kręgosłupa przyczepiając się co drugi lub co czwarty kręg. Pełni funkcję  mięśnia posturalnego utrzymuje kręgosłup prosto. 
Kolejne to przepona która jest podstawowym mięśniem oddechowym, a przez swoje połączenie z  kręgami lędźwiowymi stabilizuje tułów. A także mięśnie dna miednicy, które przez połączenie z kością ogonową wspomagają utrzymywanie wyprostowanej sylwetki.
Wszystkie wymienione mięśnie kurcząc się jednocześnie trzymają kręgosłup w najbardziej stabilnej pozycji (pozycji neutralnej). Mięśnie te aktywowane są przy każdym ruchu naszego ciała i starają się utrzymywać tułów wyprostowany. Jak dowodzą badania osoby cierpiące na dolegliwości bólowe dolnej części pleców, zazwyczaj mają osłabione mięśnie głębokie, które pozwalają na niekontrolowane ruchy tułowia, przez co kręgosłup narażony jest na urazy.

Dla kogo trening core? Dla KAŻDEGO. Warto, aby mięśnie głębokie ćwiczyli nie tylko sportowcy czy osoby dążące do uzyskania nieskazitelnej sylwetki czytaj kaloryfer. Trening ten ułatwia codzienne funkcjonowanie każdego z nas, dlatego jest tak ważny. Pozwala nie tylko zachować prawidłową postawę, ale możemy dzięki niemu codziennie funkcjonować sprawnie i bez żadnego bólu. Ćwiczenia są proste i można je wykonać w domu jako dodatek do innych, codziennych aktywności. Najczęściej spotykamy się z zestawami, które wykorzystują własne obciążenie ciała, choć dla zaawansowanych polecane jest także ćwiczenie z ciężar(k)ami lub innym sprzętem, np. piłka stabilizacyjna. 




Codzienna aktywność fizyczna staje się normą dla wielu osób. Siłownie czy kluby fitness przeżywają renesans, a trenerki i trenerzy stają się celebrytami. Jest także wiele stron poświęconych ćwiczeniom dzięki którym przeciętny Kowalski może ćwiczyć w domu i poszerzać swoją wiedzę na temat sportu, ciała i odpowiedniej diety. Jeżeli nie wiecie od czego zacząć można wejść na pierwszą lepszą stronę na przykład tutaj czy prościej tutaj i wykonać przykładowy trening. Możesz też skorzystać z youtube lub innych filmików. Pokaźny wybór tutaj. Zacznij od jednego ćwiczenia dziennie. Po kilku dniach dodaj kolejne, a potem kolejne i jeszcze jedno. Ja mam mniejsze bóle pleców, mogę dłużej siedzieć w jednej pozycji i moja postawa jest inna. A to dopiero początek:) Czuję ogromną różnicę, a mój kręgosłup odwdzięczy mi się się na stare lata :D A jak z Twoim? 

Źródła:

środa, 21 stycznia 2015

pusty kosz - blog

Zainspirowana wieloma osobami, których kosz na śmieci jest imponująco mały postanowiłam poruszyć tematykę śmieci, ekologii jak i pewnego nurtu, który dotyczy minimalizmu. I tu nasuwa się kolejne pytanie: czy ten blog do tego służy? Dokładam bowiem tematów zupełnie bezrefleksyjnie, co ostatnio mnie uderzyło i po raz pierwszy zawahałam się. Dałam sobie kilka dni na przemyślenie sprawy i ostatecznie doszłam do wniosku, że dodatkowy blog na którym na przykład raz w tygodniu napiszę tekst o mojej walce m.in. z odpadami będzie najlepszym rozwiązaniem.

Zapraszam zatem na pustykosz.blogspot.com


czwartek, 15 stycznia 2015

ćwiczenia w domu

Wraz ze spadkiem mojej wagi i wzrostem siły mięśni kolejne problemy zdrowotne odchodzą w niepamięć. Nie spodziewałam się, że bóle pleców miną. Każda minuta na krześle była niczym tortury skazanego. Wiele lat to trwało, chodziło się na rehabilitację i nic. Zabiegi pomagały jedynie na "chwilę", a ćwiczenia proponowane przez rehabilitanta to dla mnie jedynie rozgrzewka do tego co robię teraz. Przy czym ja dopiero odkrywam możliwości zarówno mojego ciała jak i zdrowia. Takie małe odrodzenie:)

Chciałam biegać. Postanowiłam zabrać się za profesjonalny trening, ułożony tydzień po tygodniu. I po kilku dniach od jego rozpoczęcia pojawił się śnieg. Zrobiło się dużo na minusie i zmieniłam zdanie. Z regularnym bieganiem poczekam do wiosny. Strasznie chciałam ćwiczyć, a za siłownię/fitness trzeba przecież płacić i musiałam się zastanowić, czy aby na pewno chcę ponosić takie koszty. O tym innym razem.

Ostatecznie postanowiłam ćwiczyć w domu. Mam kilka płytek, które na pewno mi pomogą, ale skarbnicą wiedzy jest oczywiście internet. Jak dla mnie rządzi YouTube. Nawet długie filmy ładują się szybko i można ćwiczyć do woli. I tak oto robię. Założyłam listę do której zmotywowała mnie Mary m.in. tutaj oraz w innych tekstach. Jej blog aktywne życie jest na pewno inspiracją dla wielu osób. Ja od nowego roku założyłam swoją tabelkę i ćwiczę nieomalże codziennie, ale o tym w kolejnych postach.

Ćwiczcie w domu, naprawdę warto!

piątek, 9 stycznia 2015

ból głowy

Migreny rządzą się swoimi dziwnymi prawami i nie o nich dziś mowa. Chodzi mi bowiem o przeciętny ból głowy. Czy wiesz skąd się wziął? Czy umiesz sobie poradzić bez tabletki? Mnie się najczęściej udaje, ale potrzebna jest do tego pewna analiza przypadku.

Bo co to jest ten zwykły ból głowy? Najprościej mówiąc jest to sygnał organizmu, że coś jest nie tak. A my w swojej mądrości musimy dojść o co chodzi.

1. Jeżeli jesteś przeziębiony, a twoje zatoki zapchane towarzyszy ci pewnego rodzaju dyskomfort. Proponuję wodę z solą i przepłukanie zatok. Może nie pomóc od razu, ale po kilku dniach na pewno ból minie i przeziębienie także.

2. Ciśnienie. Można je regulować na kilka sposobów. Kiedy pogoda się zmienia ja lubię pobiegać. Dotleniamy mózg, serce i inne narządy. Jest to dla mnie idealny sposób na ból głowy. Jeżeli nie możesz wyjść pobiegać poćwicz pajacyki, poskacz na skakance lub wykonaj inne dotleniające ćwiczenia.

3. Wypij szklankę wody. Jest to rada podwójna. Woda rozrzedza krew i podwyższa ciśnienie.
Czasem jednak chodzi o dodatkowe odwodnienie, którego skutkiem jest ból głowy lub innych narządów. Uzupełnienie płynów jest więc kluczowym elementem walki z niechcianym problemem.

4. Odpocznij. 20 minut odpoczynku lub snu rewelacyjnie regeneruje i pomaga uporać się z różnymi problemami.

5. Zjedz owoc. Nie tylko nawadnia, ale także dostarcza wielu składników odżywczych i dodaje energii, kiedy długo zapominamy o posiłku i głowa dokucza nam z tego powodu.

 Nie pomogło? Pewnie jest jeszcze inna przyczyna. Postaraj się jednak przetrwać bez proszków. W końcu to nie migrena i na wierzę, że dasz sobie radę:)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

NFZ

Czytam od jakiegoś czasu w internecie na temat nowych pakietów dotyczących lekarzy pierwszego kontaktu i specjalistów. Dziwi mnie fakt, że nie mogę iść po prostu do okulisty czy dermatologa. No i czemu pacjent chory na raka szybciej umrze niż dostanie się do lekarza?! Stoi to na głowie jeszcze bardziej niż do tej pory. Myślałam, że służba zdrowia już bardziej zachorować nie może. A jednak nie miałam racji ja i wielu innych zatroskanych obywateli.

Po szybkim podniesieniu ciśnienia ochłonęłam (co innym się nie zdarza:/) i zaczęłam się nieprzeciętnie zastanawiać nad zupełnie innymi sprawami. Czemu ja mam chorować i chodzić do okulisty. Poszłam kilka lat temu. Dostałam okulary i zapewnienie, że co jakiś czas będę potrzebowała nowych, bo wzrok się przyzwyczai. Więc go nie przyzwyczajam jak nie muszę i nie potrzebuję mocniejszych okularów. Ale rzadko ludzie postępują w ten sposób i okuliści zacierają ręce z radości. A dermatolog... miałam problemy skórne kupowałam specjalnie dla mnie robione na zapleczu apteki kremy przygotowywane z recepty od rzeczonego. Wiele lat to trwało, a skóra jak była chora tak była. Poprawiało się na moment, a bez kremu nie dało się żyć. Zmieniłam dietę i większość problemów zniknęła, do dermatologa nie chodzę i specjalnych kremów nie kupuję.

A rak. Na szczęście daleko mi do tego typu choroby. I może się mądrzę, ale co ludzie robią, żeby być zdrowymi? Piszą listy z pretensjami do ministerstwa. Oni chcą się szybko dostać do specjalisty, iść na operację, dostać chemię, stracić włosy i czekać na cudowne ozdrowienie. Według mnie nie tędy droga. Ilość negatywnej energii i jadu co do polityków można przełożyć na zdrowsze życie i uniknięcie choroby. Zamiast pisać listy idź poćwicz aeroby i wzmocnij core. Zamiast iść na operację zjedz dużo roślinnego jedzenia i nawodnij się, zamiast chemii ożyj eko kosmetyków, zamiast utraty włosów wypocznij i naładuj się pozytywną energią. Mogę tak mnożyć i mnożyć, liczby są przecież nieskończone. I nie chodzi mi o ignorowanie państwa, polityki i społeczeństwa. Chodzi mi o zdrowy rozsądek. Skoro ktoś zachował się głupio czemu ja tez mam tak robić. Wolę zająć się czymś co mi przyniesie korzyści, zamiast zadręczać wszystkich złymi emocjami. One prowadzą do mutowania komórek i chorób. I o to chodzi ministrowi i NFZ. Żebyśmy byli chorzy. Zrób im kawał i wyzdrowiej :)

niedziela, 4 stycznia 2015

Scott Jurek Rich Roll

Od dziecka nie lubiłam biegać. Sprawiało mi to problemy i prawie zawsze byłam ostatnia w klasie. Zniechęcało mnie to trochę do wf-u. Na szczęście biegaliśmy tylko kilka razy w roku i poza tym lubiłam sport. Mimo wszystko w szkole moje piątki z siatkówki nie wystarczały i dwója/trója z biegów obniżała mi ocenę do czwórki:/ Nienawidziłam tego i do dziś nie rozumiem czemu ocenia się sprawność fizyczną dzieciaków. Nie każdy ma do wszystkiego predyspozycje i jest to dla wielu krzywdzące!!! Dziś plaga zwolnień z wf-u jest głośnym tematem i debata społeczna osiągnęła maksymalnie wysoki poziom.

Ja sama mam więcej oleju w głowie i staram się codziennie mobilizować do ćwiczeń i zdrowego życia. Czytam blogi i szukam ciekawych/inspirujących informacji nie tylko na temat zdrowego jedzenia, ale od niedawna także na temat sportu, a w szczególności wegańskich sportowców. Bo martwię się o moje ciało pod różnymi aspektami. Od wielu lat mam problemy z mięśniami i ćwiczenia raz mi pomagają, a raz szkodzą. Aby dowiedzieć się jeszcze więcej, a jednocześnie bardzo zmobilizować kupiłam w grudniu dwie książki:
"Jedz i biegaj" Scott Jurek i Steve Friedman oraz "Ukryta siła" Rich Roll.
Kocham te książki. Tak, dobrze czytasz: kocham. To co jest w nich napisane imponuje na wielu płaszczyznach. Po pierwsze obydwie opisują sportowców. Po drugie wegańskich i po trzecie są tam również ich przepisy lub linki do nich. No ideał pod każdym względem.

Scott Jurek dosyć znany w naszym kraju ze względu na swoje polskie korzenie. Biegacz, ale nie byle jaki, bo pokonuje dystanse ultra: prawie lub ponad 200 km! Jest przy tym jednym z najlepszych na świecie. Je wegańsko, próbował nawet raw, ale ostatecznie zrezygnował. Pomimo tego je dużo warzyw i owoców, choć zajada się kaszami, ryżem i innymi węglami gotowanymi. Jego życie nie było łatwe. Musiał opiekować się chorą matką, ćwiczył zamiast iść z kolegami na piwo i mimo małomiasteczkowego życia pełnego mięsa wybrał vege. Mam ochotę jeszcze raz przeczytać o jego zmaganiach. Inspirują na maxa!

Truskawkowy koktajl przeciwzapalny:
2 szklanki wody
1 banan
1 szklanka truskawek (świeżych lub mrożonych)
1/2 szklanki mrożonego mango
1/2 szklanki mrożonego ananasa
1/2 szklanki mrożonego łuskanego edemame
1/4 szklanki wiórków kokosowych
3 łyżki oliwy
1 łyżka roślinnego proszku proteinowego
1 i 1/2 łyżeczki pasty miso
1 posiekany dwu centymetrowy kawałek kurkumy lub 1 łyżeczka mielonej kurkumy
1 obrany i posiekany dwu centymetrowy kawałek imbiru lub 1/4 łyżeczki mielonego imbiru

Umieścić wszystkie składniki w blenderze i zmiksować na gładką masę.



Rich Roll natomiast to niezła ciekawostka. Jako młody chłopak pływał profesjonalnie czyli sportowiec pełną gębą. Podczas studiów rzucił sport i zajął się m.in. piciem i zalegiwaniem na kanapie, które okraszone było śmieciowym jedzeniem ponad miarę. W końcu jednak wylądował na odwyku i przestał pić, a w wieku 40 lat ogarnął także resztę swojego życia, przeszedł na vege, stał się triatlonistą (jednym z najlepszych na świecie) i żyje sobie szczęśliwie w mega zdrowiu psychicznym i fizycznym.

Koktajl vitamixowy:
Przed treningiem przygotowuję lekki napój, na który zazwyczaj składają się liście ciemnozielonych warzyw (kapusta, szpinak, liście buraków) z umiarkowanym dodatkiem organicznych owoców. Do koktajli trafiają na przemian ananansy, grejpfruty, pomarańcze, jabłka, truskawki i spirulina, a dla wsparcia wytrzymałości szałwia hiszpańska, buraki i korzenie maca. Dodaję też zawsze kilka migdałów czy orzechów, a także łyżeczkę czy dwie oleju(kokosowego,...), aby biodostępne tłuszcze zasiliły mnie podczas jazdy, biegu czy pływania. 

Która książka jest lepsza? Obydwie są genialne. Mobilizują do wielu rzeczy. Poza tym można poszukać info na ich temat w necie. Rich wraz z żoną prowadzą firmę i bardzo często umieszczają przepisy czy filmiki w necie. Zachęcam wszystkich do tego typu poszukiwań, bo warto. Niejedna książka czy strona zmieniła życie człowieka :)