niedziela, 27 lipca 2014

film

Film sam w sobie nie jest ani super odkrywczy, ani naładowany informacjami. To oczywiście moja sugestia. Jednak dla przeciętnego człowieka może być i tak szokujący. Mam również nadzieję, że jest ciekawy i inspirujący. Dobrze by było, żeby każdy zmienił przynajmniej część swoich plastikowych przyzwyczajeń. Ja zmieniam je od kilku lat.

Jeżeli wy również ciekawi jesteście jak pewna rodzina w Finlandii ograniczyła używanie plastiku, a jednocześnie zmniejszyła emisję CO2 to zapraszam tutaj.

Miłego oglądania.


piątek, 25 lipca 2014

Sałatka z cukinią

Przez kilka dni jadłam na obiad sałatki. Takie znane i wypróbowane przepisy. Postanowiłam jednak zrobić coś nowego. Otworzyłam lodówkę i popatrzyłam co w niej mam. Była tam m.in. cukinia, pomidory suszone w zalewie, oliwki i kapary. I tak oto powstała moja dzisiejsza sałata.

Składniki:
kilka liści sałaty lodowej
kilka suszonych pomidorów w oleju
garść oliwek
łyżka kaparów
średnia cukinia
świeży ogórek
zioła prowansalskie (suszone bądź świeże)

Cukinię i pomidory kroimy w kostkę. Podsmażamy chwilę na niewielkiej ilości oleju/oliwy ze słoika
z pomidorami. Posypujemy ziołami. Jeżeli są suszone na początku smażenia, jeżeli świeże na koniec. 
Całość musi dłuższą chwilę przestygnąć.

Liście sałaty myjemy, osuszamy i szarpiemy na mniejsze kawałki. Ogórka kroimy w plastry i układamy na sałacie. Do tego dodajemy kapary i kilka posiekanych oliwek. Jeżeli cukinia ma odpowiednią temperaturę i nie zaparzy sałaty nakładamy wszystko na talerz i całość skrapiamy tłuszczem z patelni. Można posypać pieprzem.

Smacznego!

PS. A jak kiedyś w końcu uzbieram pieniądze i kupię aparat to zacznę robić zdjęcia. Jedzenie jest takie piękne. Na razie żeby to zobaczyć musicie sama wypróbować przepis :)

poniedziałek, 21 lipca 2014

Bieganie

Przeczytałam ostatnio u Pepsi, chyba tu o kolkach typowych dla biegaczy. Sama mam z tym problem i czytałam trochę na ten temat. Często miałam je po posiłku, dlatego zaczęłam biegać rano, jeszcze przed śniadaniem. Ich częstotliwość znacząco się zmniejszyła, ale nadal mnie dopadały. I nagle dowiedziałam się o oddychaniu. Płytki oddech może być przyczyną bólów w boku. Zatem antidotum to ich przeciwieństwo. Głęboki szybki oddech, zatrzymanie powietrza na moment i szybkie wypuszczenie go.

Tylko tyle?! - pomyślałam. No niemożliwe. Zastosowałam się jednak. Dwa treningi i widzę, że to zaczyna działać. Ból z boku pojawia się nagle i tak samo nagle znika po głębokim wdechu (lub kilku). Może to sobie jednak wymyśliłam. Mój mózg tak się napalił, że uwierzył w działanie oddychania. Nie wiem. Ale skoro działa to świetnie.

Tak biegam i myślę o tym oddychaniu. Zaczęłam przez to częściej oddychać przeponą i kolek jest coraz mniej. Zobaczymy co będzie dalej.

Polecam!

Środki czystości #1

Nieco przewrotnie będzie dziś, ale o tym za chwilę. Na początku może małe interludium na temat serii postów o środkach czystości. Otóż chciałabym wyeliminować kolejną porcję chemii z mojego życia. A także ilość opakowań. Czemu pasta do zębów musi być w plastikowej tubie z mega wielką nakrętką i do tego jeszcze w kartonie, a czasem nawet w folii. Trzy opakowania dla jednego produktu, lekka przesada. Czemu papier toaletowy jest tak mocno owinięty folią. Wiele marketów sprzedaje od jakiegoś czasu pojedyncze rolki bez zbędnej folii. Etcetera, etcetera. Myśląc o tych opakowaniach i o chemii zaczęłam znów "grzebać" w sodzie. Zna ktoś sklep w którym można ją kupić w dużej ilości w JEDNYM opakowaniu? (i przystępnej cenie)

A tak poza tym to wracam do pierwotnego tematu. Będąc ostatnio w domu emerytów zachwyciła mnie ich oszczędność. Biedni nie są, ale dzięki liczeniu każdego grosza odłożyli sporą sumkę. Muszę iść w ich ślady.
W każdym bądź razie u nich talerze i kubki zmywa się na bieżąco. Dzięki temu większość zastawy nie uświadcza płynu do garów! Skoro coś nie jest tłuste i zaschnięte nie potrzebuje porządnego szorowania chemią. Szklanka po wodzie czy talerz po kanapkach lub owocach, a nawet miska po zupie. Gąbkę do mycia i zlew można przelać wrzątkiem z ugotowanych ziemniaków raz w tygodniu. Innym sposobem jest woda z solą. Gąbkę moczymy w niej przez noc. Zlew przemyjemy sodą z octem. Stosuję się do powyższych zaleceń od dwóch tygodni. Płynu prawie nie ubyło, gąbka i zlew czyste podobnie jak inne sprzęty.

Najciekawsze jest to, że przestały straszyć góry nieumytych garów. Podczas robienia obiadu wszystko zmywam na bieżąco. Nie zostawiam już na noc całego zlewu talerzy. Rano nie da się ich domyć nawet najlepszym płynem. Wstaję i robię śniadanie w czystej kuchni. Naprawdę polecam. Dla czystego umysłu, zdrowia, pełniejszego portfela i oczywiście dla środowiska.

sobota, 19 lipca 2014

Pepsi Eliot

Każdy ma czasem chwile zwątpienia, jakieś załamania. Kiedy nie jest do końca pewny czy dobrze robi. Czy to czego się podjął ma sens. Nawet jak się ktoś nie przyzna to i tak wiem, że potrzebuje jakiejś zewnętrznej motywacji. Jestem silna psychicznie (tak powiadają ludzie), ale i tak mam swoje słabości. Czasem wątpię w swoje wybory żywieniowe/zdrowotne. Bo jak wszyscy dookoła mówią Ci, że jesteś wariatem w tej kwestii to ciężko wytrzymać. I wtedy przychodzi Pepsi. Siadam i czytam jej bloga i znów czuję przypływ wiary w zdrowe rzeczy, w to co robię. Jak mam załamanie i zjem coś, co uważam za niezdrowe to jej posty od razu mi pomagają wrócić do obranej przeze mnie normy. Nie ma drugiej takiej osoby. Jedni przemawiają do mnie bardziej, inni mniej, ale jedynie Pepsi jest tą najlepszą i najważniejszą motywacją, która zawsze działa. Nie jestem 811, ale i tak dzięki niej dużo się dowiedziałam i przekazuję to dalej. Dzięki niej zmobilizowałam się też do wielu rzeczy. Idealnie nie jest, ale wiele rzeczy udało mi się osiągnąć.

Zachęcam zatem do poszukiwania własnego mobilizatora. Człowieka lub rzeczy, dzięki której cele będą osiągnięte. A ja wracam do czytania, potem zrobię przebieżkę, zjem jakąś sałatkę i sama coś napiszę.

czwartek, 17 lipca 2014

Snickers

Zawsze lubiłam snickersy. Kiedy przestałam jeść tego typu rzeczy przeszła mi ochota na batony. Po kilku miesiącach spróbowałam go znowu i doznałam szoku. Był tak obrzydliwie słodki. Nie dało się go zjeść. Zastanawiałam się co mną wcześniej kierowało, że je jadłam. A mimo wszystko jakiś sentyment pozostał. Kiedy zatem zobaczyłam lody snickersy byłam w szoku. Da się tak?! Nie chciałam próbować. Pewnie byłyby za słodkie i strasznie chemiczne. A oto moja alternatywa tej znanej przekąski.

Składniki:
2 banany
łyżka kakao
 mała garść orzechów ziemnych

Banany obierany, kroimy na mniejsze części i mrozimy przez kilka godzin. Ja włożyłam je wieczorem i wyjęłam rano. Wkładamy do blendera i miksujemy. Pod koniec dodajemy kakao. Potem posypujemy orzechami i mamy gotowe lody snickersowe. 


A wiecie co jest najciekawsze? Bezkarnie zjadłam je na śniadanie. Ze smakiem i zdrowiem! Ale jako deser też będą dobre ;P

środa, 16 lipca 2014

Uzależnienie i otępienie

Robię eksperyment. Zresztą uwielbiam na sobie testować różne rzeczy. Tylko trzeba mieć nieco czasu lub zajęcie mało pochłaniające, aby móc dostrzegać wyniki owych testów. Ponieważ ciągle przewija się temat glutenu i jego szkodliwości sprawdzam swoje objawy. Robię to dwa dni (nieco mało), ale i tak już dużo wiem.

Po pierwsze czuję głębokie uzależnienie. Kiedy jestem głodna mam ochotę na... kanapkę, czasem makaron. Od dziecka jadłam dużo chleba oraz tony spaghetti czy innych rurek z gęstymi (kiedyś) tłustymi sosami. Dziś jak mam wybór biorę razowce i odchudzone sosy. Ale "miłość" jak była tak jest. I mogę prawić peany na cześć zdrowych dodatków jakie jem. Nie o to jednak chodzi. Z tyłu głowy i tak w czasie smutku i w szczęśliwych chwilach mam produkty z glutenem. Uzależnienie (takie jak przy narkotykach!) siedzi we mnie...

Objaw drugi. To na pewno każdy zauważył. Jak zjemy sałatę brzuch jest płaski. Jak najemy się fasoli brzuch zaczyna puchnąć i czasem mamyrównież gazy. Może uogólniam, ale o to mi teraz chodzi. Są bowiem produkty od których nasza talia jest idealna na plażę i takie, które powodują "ciążę". Też tak mam. Rano wstaję z płaskim brzuchem. Jak zjem szejka ze szpinakiem, bananem i jakimś dodatkiem czy to owocowym czy po prostu wsypię kakao wszystko jest ok. Brzuch się za bardzo nie powiększa, a ja się czuję lekko i mam energię. Jak zjem kanapkę to robi się wystająca kula. A jeszcze posmaruję chleb humusem ze strączków to już koniec. Wyglądam jakbym nosiła piłkę. Nic mi w sumie nie dolega, ale czuję nieprzyjemny ciężar w żołądku i nie wygląda to zbyt dobrze.

Punkt trzeci. Głowa. Wracam do głowy, ale z zupełnie innym objawem. Krótki wstęp. Wstajesz rano powiedzmy o trzeciej. Czyli w sumie w nocy. Szybko się zbierasz i jedziesz kilka godzin. O dziesiątej jesteś na miejscu i masz prowadzić wykład. Cztery godziny. Potem szybki obiad i kolejne trzy godziny wykładu. Po wszystkim czeka cię kilka godzin jazdy do domu. Wracasz i jest prawie północ. Jesteś wykończony. Dzień był męczący. Jesteś senny, twoje ruchy są spowolnione. Powieki same się zamykają. Jak opadniesz na łóżko to już się nie podniesiesz tylko zaśniesz. Znacie to uczucie? Ja czasem jeżdżę na szkolenia i po kilku godzinach jazdy muszę słuchać i notować przez kilka godzin. Powieki same się zamykają i człowiek się zmusza do utrzymania głowy w pionie. Wracając do glutenu. Zauważyłam bardzo niepokojącą rzecz. Kiedy zjem rano szejka lub po prostu owoce czuję ogromny przypływ energii. Mam siłę i na ćwiczenia fizyczne i na wysiłek intelektualny. Kiedy jednak zjem coś z dużą zawartością glutenu czuję się jak po wielu godzinach na nogach. Powieki same opadają, ruchy są spowolnione. Zero energii do działania. Czuję się jakby był wieczór po ciężkim dniu, a nie poranek po dobrze przespanej nocy. Podobnie jest po makaronowym obiedzie. I to mnie najbardziej martwi. Człowiek jest tak otępiały, że nie jest w stanie trzeźwo myśleć. Takim społeczeństwem można manipulować do woli. A co najgorsze ludzie mówią, że po posiłku czuję błogi stan. Ja tego stanu nienawidzę. Chciałabym, żeby go nigdy nie było.A potem ów stan zaczyna mijać i pojawia się  punkt pierwszy. I jak tu nie mówić o uzależnieniu...

Mogłam czegoś nie zauważyć, mogłam coś pominąć. Jeżeli znacie ciekawe artykuły lub macie swoje spostrzeżenia/objawy piszcie w komentarzach.

niedziela, 13 lipca 2014

Kolejna odsłona...

Z autyzmem spotykam się co jakiś czas w mediach. Teraz jednak okazało się, że dziecko koleżanki zostało zdiagnozowane jako "lekki autyzm". Dzielę się z nią wiedzą, a ona opowiada mi swoje spostrzeżenia i całą masę przykładów z poradni i od lekarzy. I co się okazuje? NO JESTEM W SZOKU. Jak wiadomo wszelkiego rodzaju terapie są nieodzowne w materii autyzmu. Poradnie i przedszkola oferują dużo możliwości. ALE! Poza tym w opinii, która została wystawiona przez odpowiedni organ widnieje także wielki akapit na temat żywienia! Lekarze zaczynają rozumieć jak ważna jest zdrowa dieta dla człowieka, a nie tylko leki i operacje. W tym wypadku zalecili: brak glutenu i mleka, duże dawki kwasów omega, czyli raczej ryby zamiast innych rodzajów mięsa, choć od czasu do czasu nie zabraniają jeść wszystkich jego rodzajów. Jestem w takim szoku, że to się nie da nawet opisać. A w większych szpitalach spotyka się lekarzy, którzy jeszcze bardziej indywidualnie dobierają diety, dla chorych dzieci i mają w tym wieloletnie doświadczenie. Może koleżanka uda się do takiego i zrelacjonuje mi ową wizytę. Byłabym przeszczęśliwa.

Najgorsze jest jednak przywiązanie do glutenu w ich wypadku. Od zawsze podtykali dziecku białe, pszenne buły i on się teraz domaga. Nie mieli też pojęcia, że istnieje inne pieczywo. Poza tym ludzie nie mają świadomości w jakich  produktach jest ów składnik. Pogadałam z kilkoma osobami na ten temat i widzę, że niewiedza sięga kosmosu. Ale powoli się to zmienia. W jednej rodzinie był niedawno rak, w innej poważne choroby serca. Do tego ciąże. Ci, którzy ze mnie szydzili, że jem tak "dziwnie zdrowo" i jeżdżę na rowerze, biegam, pływam, tańczę, ćwiczę w domu i mogę jeszcze coś sportowego porobić, dziś sami przeglądają swoje lodówki i zaczynają się ruszać. Kiedy śmierć czyha na nich za rogiem nie są już tacy głośni w masowych, niezdrowych poglądach. Usłyszałam nawet ostatnio, że mam rację! A niektórzy przychodzą do mnie po rady. Trzy lata na to czekałam. W między czasie zaleciłam kilku osobom dietę dr Dąbrowskiej i byli zadowoleni. Zaleciłam ćwiczenia i mnie posłuchali. Teraz są w szoku na temat glutenu.

Trzymam kciuki za dziecko koleżanki i bardzo chciałabym, żeby wyzdrowiało. Mam nadzieję, że zmiana diety pomoże!

czwartek, 10 lipca 2014

przepis

Niezłe to to mi wyszło. Tak szczerze to eksperymentalnie. Ale tak mi smakowało, że Wam o tym napiszę.

Zaczęło się od tego, że poza bobem gotowanym solo nie jadłam żadnego dania z tym cudownym warzywem. Nigdy jak żyję! No to fru do internetu i szukam. I się okazało, że pierwszy przepis był z... boczkiem. Nie mnie zasmakował, ale ja mój przerobiłam i wyszło zupełnie coś innego. Nowe danie.

Składniki:

4-5 garści ugotowanego bobu
mały pomidor
kilka zielonych oliwek i/lub kaparów
świeży koperek i/lub bazylia
pieprz
sól
oliwa

Kolejność:
Ugotowany wcześniej i nieco przestudzony bób można obrać. Nie jest to konieczne, jeżeli ktoś lubi skórkę. Potem siekamy zioła, oliwki, kapary i mieszamy całość. Jeżeli bób nie był solony lub nie używamy oliwek szczypta dobrej soli nie zaszkodzi. Do tego kroimy pomidora i całość polewamy nieco dobrą oliwą. Prosta i pyszna sałatka. Idealna w ramach lipcowego obiadu. Polecam serdecznie. 

wtorek, 8 lipca 2014

uzależnienia

Jest wiele uzależniających rzeczy. Ja chciałabym napisać o dwóch, które spędzają mi snu z powiek. Pierwszym jest gluten. Niestety uwielbiam świeży chleb i makarony na różne sposoby. Do tego płatki owsiane i inne produkty bogate w ten niefajny składnik. Jestem na etapie zmniejszania jego ilości w diecie, ale jest mi bardzo ciężko pozbyć się go całkowicie.

Drugi odstawiłam. Zawarty jest w serze. Sa to peptydy (białka), które działają na mózg podobnie jak morfina czy heroina, a niektóre są nawet sto razy silniejsze, m.in. dlatego tak ciężko jest pozbyć się chęci na pizze i zapiekanki. Sama byłam od niego uzależniona bardzo długo. Pewnego dnia stwierdziłam, że muszę przestać jeść żółty, tłusty i niezdrowy ser. Po prostu go nie kupiłam. Długo niestety nie wytrzymałam. To było typowe uzależnienie jak choćby od papierosów. Postanowiłam zabrać się do tego od innej strony. Pizze zrobiłam sama w domu i użyłam niskotłuszczowej mozarelli w małej ilości. Od tamtej pory raz na kilka tygodni/miesięcy sama robię w domu zapiekankę czy pizzę. Poza tym nie jem sera. Polecam.

A gluten... to grubszy temat. Jest w tak wielu produktach, że ciężko się go skutecznie i szybko pozbyć. Jeżeli kiedyś mi się uda na pewno ogłoszę to światu.

niedziela, 6 lipca 2014

pszenica - zegarowa bomba glutenowa

Poniższy artykuł znalazłam przypadkiem przeglądając stronkę hellozdrowieTam też zapraszam na oryginalny tekst.
Na temat zbóż i glutenu myślałam już wielokrotnie. Za każdym razem raczej mało pozytywnie. To przekonuje mnie w 100 procentach. Jestem typem, który potrzebuje czasu, aby coś zmienić. Z dnia na dzień nie potrafię. I dlatego od dziś zaczynam moją krucjatę z glutenem. A Was zapraszam do przeczytania artykułu, który zamieszczam poniżej.



"Kapłani w starożytnym Egipcie używali jej do wywoływania halucynacji. Wszystkie produkty z pszenicy ‒ chleb, makaron czy pizza ‒ zawierają peptydy opioidowe oddziałujące na mózg i powodujące uzależnienie.

Już antyczni władcy wiedzieli, że ludzie będą potulni, otumanieni i senni, jak długo będą karmieni chlebem. A przecież pszenica to chleb nasz powszedni. Jest jedną z najważniejszych roślin uprawianych na świecie. Zaspokaja 20 proc. zapotrzebowania kalorycznego mieszkańców Ziemi, a przy okazji błyskawicznie podnosi poziom cukru we krwi. Pszenica jest wiązana z zapaleniem stawów, chorobami serca i próchnicą, stanami zapalnymi w jelitach i układzie nerwowym, ze schizofrenią, ChAD, a nawet z chorobą Alzheimera czy stwardnieniem rozsianym. Włos się jeży na głowie…

Pszenica – podstępna roślina

Rośliny nie czekają potulnie na to, aż ktoś raczy je zjeść. Stosują mnóstwo taktyk odstraszania napastników. Niektóre zawierają trucizny, inne mają owoce o twardej skórze lub liście z kolcami. Pszenica usypia i otumania napastników przy użyciu peptydów opioidowych. Są one tak silne, że czasem udaje się złagodzić objawy choroby u schizofreników za pomocą diety bezglutenowej.
Naukowcy z Uniwersytetu Medycznego w Ottawie obarczają pszenicę odpowiedzialnością za przyczynianie się do rozwoju cukrzycy. Podczas badań obserwowali reakcję obronną organizmu, podając badanym produkty mączne. Wykazali, że prawie wszyscy uczestnicy eksperymentu, u których wystąpiła niepożądana reakcja na białko pszenicy, posiadali gen związany z ryzykiem cukrzycy. Badania potwierdziły wcześniejsze prace doktora Frasera Scotta, który udowodnił, że dieta uboga w produkty zawierające pszenicę skutecznie obniża ryzyko rozwoju tej choroby. Na tym pułapki pszenicy się nie kończą. Na świecie rozpowszechniona jest bowiem alergia na pszenicę. Bardzo podstępna, bo należy do alergii maskowanych – jej objawy trudno z pszenicą połączyć, a są to m.in. nadęty brzuch, depresja lub zmiany nastroju, biegunka lub zaparcia, wysypka, bóle stawów i mięśni.

Na pszenicznym haju

Najbardziej znanym wrogiem pszenicy jest dr Wiliam Davis, autor książki „Dieta bez pszenicy”. Na pytanie, dlaczego trudno nam zrezygnować z chrupiących bułek na śniadanie, odpowiada: „Pszenica jest wyjątkowym pokarmem, gdyż w ciekawy sposób wpływa na mózg, wywołując skutki podobne do działania opiatów. To tłumaczy, dlaczego niektórym ludziom niezwykle trudno jest wyeliminować ją z diety. Nie chodzi wyłącznie o brak determinacji, niedogodności czy przełamanie ugruntowanych nawyków; to kwestia zerwania związku z czymś, co przejmuje kontrolę nad twoją psychiką i emocjami w sposób zbliżony do tego, w jaki heroina panuje nad zrozpaczonym narkomanem”.
Ustalenia lekarza mogą przerazić wszystkich amatorów białego pieczywa:„Dwie kromki pełnoziarnistego chleba pszenicznego podnoszą cukier bardziej niż biały cukier, bardziej niż wiele czekoladowych batonów. Aż dziw bierze, że mimo to dietetycy wciąż zalecają zwiększone spożycie pełnoziarnistego pieczywa. Im więcej pszenicy jesz, tym wyżej i częściej rośnie u ciebie poziom cukru we krwi. Tak więc zwiększone spożycie pszenicy, które nam się zaleca, nie jest dobrą odpowiedzią na epidemię cukrzycy, która niebawem dotknie połowę Amerykanów, a na całym świecie 346 milionów ludzi”.

Pszenica – prawie trucizna?

Biolog Marek Konarzewski, kierownik Zakładu Ekologii Zwierząt Instytutu Biologii Uniwersytetu w Białymstoku, jest przekonany, że mąka była trucizną od początku swoich dziejów. W książce „Na początku był głód” w rozdziale „Ciemna strona chleba” stwierdza, że mąka jest produktem kontrowersyjnym, gdyż powstaje z roślin, które bronią się przed trafieniem do menu, odkładając w ziarnach substancje chemiczne znacznie utrudniające trawienie. 
Ponadto obarcza mąkę odpowiedzialnością za powstawanie próchnicy. Mąka jest wspaniałą pożywką dla bakterii w jamie ustnej. Tajemniczy uśmiech Mony Lisy naukowiec tłumaczy tym, że dama z portretu musiała mieć zamknięte usta, bo ukrywała brzydkie, popsute zęby, podobnie jak wszyscy arystokraci o zaciśniętych wargach namalowani na portretach z tamtego okresu.
Biolog przypomina także, że ziarna pszenicy zawierają kwas fitynowy, który łączy się w organizmie z żelazem, cynkiem, wapniem i magnezem i tworzy z nimi nierozpuszczalne sole. Uwięzione w nich minerały stają się bezużyteczne, a przy ich niedoborze ludzie mają krzywicę, osteoporozę i anemię.

Pszenica – fatalna podstawa piramidy

Marek Konarzewski winą za wady mąki obarcza w dużym stopniu genetykę rolniczą, która w ciągu ostatnich 50 lat tradycyjną pszenicę zamieniła w produkt hybrydowy – opłacalny, odporny i wydajny, ale praktycznie bez związku z pierwowzorem.
William Davies także wskazuje na negatywny wpływ genetycznego modyfikowania zboża: Nie ulega wątpliwości, że pszenica, na wczesnym etapie rolnictwa, służyła do tego, aby przetrwać okresy, w których brakowało pokarmów upolowanych lub zebranych. Jako wypełniacz kaloryczny pozwalający przeżyć bez polowania jest żywnością wygodną. Jednak od samego początku jej spożycie miało negatywne dla zdrowia skutki.
Teorie o szkodliwości pszenic nie pasują do piramid pokarmowych opracowywanych przez specjalistów od żywienia zarówno na świecie, jak i w Polsce. Zgodnie ze stanowiskiem Instytutu Żywności i Żywienia dotyczącym produktów zbożowych powinny one stanowić podstawowe źródło energii w diecie człowieka, ponieważ dostarczają organizmowi węglowodanów złożonych, błonnika pokarmowego, białka roślinnego, witamin z grupy B, witaminy E oraz składników mineralnych takich jak: żelazo, miedź, magnez, cynk oraz potas i fosfor. W stworzonej przez współpracujących z tą instytucją specjalistów piramidzie zdrowego odżywiania węglowodany, w tym produkty zbożowe, stanowią podstawę. Z towarzyszącego piramidzie komentarza można się dowiedzieć, że produkty zbożowe powinny dostarczać ponad 50 proc. kalorii dziennie i że najlepiej sięgać po te z mąk razowych, ze względu na większą zawartość błonnika, witaminy B1 i składników mineralnych.
Tymczasem nietolerancja glutenu, związana także ze spożywaniem pszenicy, jest na świecie powszechna, a liczba jej przypadków wciąż wzrasta, osiągając niemal rozmiar epidemii. Gluten jest przecież oskarżany o coraz więcej przewlekłych chorób.

Na pszenicznym odwyku

O tym, co się dzieje po odstawieniu pszenicy, dr Wiliam Davies pisze: „Ci, którzy zrezygnowali z pszenicy, opowiadali mi o zmianach na lepsze: ustępowały u nich bóle stawów, cofał się artretyzm, znikały przewlekłe wysypki; astma cofała się na tyle, że niektórzy mogli odstawić inhalatory; znikały przewlekłe infekcje zatok przynosowych; ustępowała opuchlizna nóg; znikały ciągnące się latami migreny i bóle głowy”.
Na pytanie, dlaczego o szkodliwości pszenicy mówi się rzadko, Davies odpowiada: „Genetycy zajmujący się produkcją rolniczą pracują na roślinach, nie na ludziach. W tym środowisku panuje powszechny i głęboko zakorzeniony pogląd, że bez względu na to, jakich technik używa się przy genetycznych modyfikacjach roślin, jak właśnie pszenica, i tak nadają się one do spożycia przez ludzi. Pewnych pytań się tam po prostu nie zadaje. Moim zdaniem to fundamentalny błąd, który leży u źródeł cierpienia wielu ludzi w dobrej wierze spożywających produkty inżynierii genetycznej, błędnie nazywane pszenicą”.
Swój pogląd można mieć. Ale warto być świadomym przy kolejnej wizycie w piekarni…"

sobota, 5 lipca 2014

kolejny film

Może nieco przynudzam, ale zawsze będę wspominała ten film. Była to jedna z pierwszych moich "lektur" dotyczących raw food. Coś od czego się zaczęło. Potem bywało różnie i na pewno nie mogę mówić, że jestem raw. Sięgam czasem też po nabiał czy jajka, ale mimo wszystko moja dieta zmieniła się radykalnie i oczywiście nadal ewoluuje.

Denerwują mnie też kosmiczne kolejki w przychodniach i ci wszyscy chorzy, którzy z głupoty lekarzy lub własnej, tragicznie żyją biorąc tony leków i łażąc ciągle po szpitalach. A ja kiedy dopadnie mnie poważniejsza choroba nie mam możliwości dopchać się do gabinetu.

Dlatego tym wszystkich dedykuję poniższy film, który oglądam po raz... już nawet nie pamiętam który i nadal jestem pełna podziwu tym, którzy wytrwali i dzięki temu WYZDROWIELI!!! Da się? No ba!




Jak komuś nie pasuje jakość to można samemu coś wybrać tutaj

czwartek, 3 lipca 2014

na surowo

Bardzo chciałam obejrzeć ten film. Ucieszyłam się, że pojawił się w internecie i do tego jest już po polsku. Jak wrażenia? Po pierwsze nieco się zawiodłam. Myślałam, że poruszą więcej wątków. Wielu ludzi może się zniechęcić do surowizny:/ Ponadto ukazano (mam nadzieję, że zgodnie z prawdą, choć nigdy nie wiadomo) fanatyzm głównej bohaterki. Taka postawa nieco mi nie odpowiada. Wiem, że nie ma na świecie idealnych rzeczy. Poglądów, kolorów, jedzenia, domów, ludzi, samochodów, szkół, sklepów. Nie ma rzeczy idealnych więc i diety idealnej. Każda ma jakiś minus czy nawet minusy. Nawet raw, które uważam, że jest na szczycie listy zdrowych nawyków żywieniowych. No, ale każdy ma swój rozum i próbuje jakoś ogarnąć rzeczywistość. Temat do przemyślenia.


na surowo na ciekawej stronce. Enjoy.