Nie!
Niestety nie.
Tak się oto złożyło, że zostałam jaśnie oświecona i wiem, że życie do lekkich czynności nie należy.
Zostałam bowiem oświecona odnośnie diety i już spieszę wyjaśniać, że człowiek to nie zwierzę, jeść musi, ale i myśleć musi co na talerz kładzie.
Ostatnimi czasy zajmują mnie nie diety, a liczenie kalorii. I co za tym idzie wiem już, że jak raz zaczynamy zrzucać tłuszczyk to nigdy się to nie skończy. Kilka tygodni liczenia kalorii. A potem się nie chce lub brak czasu i zaczynamy jeść więcej (czytaj za dużo) lub mniej zdrowo. Skurczył mi się żołądek, a dziś się przejadłam. Mam wzdęty brzuch od ilości jedzenia. Moja refleksja jest jedna. Jeżeli chcemy jeść rozsądnie, nie przytyć, a nawet schudnąć najlepiej liczyć. Nic więc dziwnego, że królową nauk jest matematyka. Już w starożytności wiele przedmiotów zaliczano jako odłamy matematyki. Takim oto sposobem zamierzam zmniejszyć mój napuchły brzuch i nikt mi nie powie, że się mylę. Raz zadziałało to i teraz zadziała. A ponieważ kocham liczby to nie będzie z tym problemu. I polecam ten sposób każdemu. Przynajmniej spróbujcie przez kilka dni. Nagle zdziwicie się jakie świństwa jecie i w jakich mega ilościach. Na papierze wszystko widać czarno na białym bez oszukiwania.
piątek, 19 września 2014
środa, 17 września 2014
Żołądek
Zaczęłam liczyć kalorie. O tym
pewnie już nie raz słyszeliście. Do tego dużo sportu. A potem
zupełne odwrócenie sytuacji. W „te dni” jestem osłabiona.
Przed i po nic mnie nie łapie. A w trakcie okresu każdy chory obok
mnie jest wyzwaniem. No i po miesiącu bronienia się przed
infekcjami/katarami/chorobami przemęczone ciało odmówiło
posłuszeństwa. Przez chorobę na tydzień zapomniałam o sporcie.
Nawet wychodzenie z łóżka było wyzwaniem. Dwa dni nie podnosiłam
się wcale. Przez ten czas nie miałam też siły jeść, a od leków
było mi raczej nie za fajnie na żołądku. Po raz kolejny
przekonałam się, że jest to idealny sposób na zrzucenie brzuszka.
Jeden kilogram mniej w jeden tydzień. Tyle odnotowała moja domowa
waga. Do tego skurczenie żołądka (szybciej czuję sytość, a
przejedzenie mnie bardzo męczy) i ta lekkość. Nie fajnie jest się
przeziębić, ale miłe zaskoczenie po kilku dniach rekompensuje złe
samopoczucie i kiepski humor. Czym więc poskutkowało moje liczenie,
a potem chorowanie? W sumie pięć kilo mniej. Po chorobie wróciłam
do jedzenia i w tydzień nadrobiłam pół kilo, ale teraz waga stoi
w miejscu.
Każdy biegacz wie, że czym mniejsza waga tym lżej się też biega. Podobnie z jazdą na rowerze. Kiedy mam wyładowany plecak i jadę męczę się podwójnie. Kiedy jadę bez bagażu czuję niezwykłą lekkość. Te kilka kilo mniej na moim ciele już robi różnicę. Ponieważ jeżdżę do pracy na rowerze i muszę mieć książki/ubrania/jedzenie ze sobą to pozbycie się ciężaru dużo zmieniło. Nawet wchodzenie po schodach jest lżejsze. Polecam każdemu zrzucenie odrobiny „boczków”.
Każdy biegacz wie, że czym mniejsza waga tym lżej się też biega. Podobnie z jazdą na rowerze. Kiedy mam wyładowany plecak i jadę męczę się podwójnie. Kiedy jadę bez bagażu czuję niezwykłą lekkość. Te kilka kilo mniej na moim ciele już robi różnicę. Ponieważ jeżdżę do pracy na rowerze i muszę mieć książki/ubrania/jedzenie ze sobą to pozbycie się ciężaru dużo zmieniło. Nawet wchodzenie po schodach jest lżejsze. Polecam każdemu zrzucenie odrobiny „boczków”.
A teraz zmieniając temat. Strączki. Warzywa oczywiście. Ostatnio przeczytałam, że podczas jedzenia strączków w naszym ciele wytwarza się jakaś substancja, która je rozkłada. Dzięki niej uwalniamy się od "gazów". Jeżeli jednak warzywa te są rzadkim gościem w naszej kuchni owa substancja nie jest wytwarzana. Dlatego też po długim czasie poszczenia na przykład od fasoli czy grochu mamy kłopoty z jelitami. Jednak codzienne spożycie tych cudownych warzyw pozwala nam unikać lub bardzo minimalizować nieprzyjemne dolegliwości. Od tygodnia jem je codziennie i faktycznie czuję różnicę. Ogromną. Wy też to poczujcie :D
poniedziałek, 15 września 2014
Magda Gessler
Lubię oglądać
programy kulinarne, nawet kiedy mnóstwo mięsa ocieka gęstym sosem
lub tłuszczem. Ciekawa też jestem restauracji w mojej okolicy.
Rzadko do nich chodzę, ale dobrze wiedzieć co i gdzie. „Kuchenne
rewolucje” to bardziej show niż gotowanie, ale nieco odpoczynku od
ponurej rzeczywistości jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Obejrzałam
zatem ostatni odcinek. Czasem staram się ciekawe przepisy
modyfikować na vege modłę. Robię to sporadycznie, ponieważ wolę
przyrządzić dobre curry czy zupę, niż męczyć się nad
„kotletami”. Tym razem jednak zapragnęłam zupy-gulaszu. Mówiłam
o nim od kilku dni po czym Magda Gessler przygotowała świetne
danie, które stało się inspiracją do stworzonej przeze mnie
potrawy. Wyszło jej dosyć dużo, ale świetnie smakuje odgrzana na
drugi dzień czy zamrożona w pojemniczku na kolejny tydzień.
Wszystko można przygotować ze świeżych składników, ale ja
podaję uproszczoną wersję. Choć obierałam kukurydzę
samodzielnie, ta z puszki bez dodatku cukru będzie idealnie
pasowała. Podobnie inne produkty. Muszę przyznać, że jest to
prosty przepis. Wszystko wrzucamy do jednego gara i czekamy. Danie
bardzo pożywne i „zapychające” . Miała to być
jedynie zupa, a na drugie szykowałam się z sałatą. Przez ostatnie
„skurczenie” żołądka zjadłam jedynie małą miseczkę tej
pyszności, a sałata została na kolację. Polecam dla
zapracowanych, którzy nie chcą stać w kuchni i muszą zjeść coś
dodającego energii do dalszej pracy.
Meksykańska
zupa-gulasz
Składniki:
2 puszki pomidorów
puszka kukurydzy
puszka czerwonej fasoli
duża czerwona papryka
duża marchew
korzeń selera
korzeń pietruszki
3 średnie ziemniaki
ok. 80 g. granulatu sojowego
2 łyżki czerwonej
słodkiej papryki w proszku
chili w proszku lub
płatkach (wg uznania)
sól
pieprz
ziele angielski
liść laurowy
2 łyżki oleju
rzepakowego ewentualnie słonecznikowego
świeża kolendra lub
pietruszka
Sposób przygotowania:
Pomidory wlewamy do
garnka. Jeżeli używasz świeżych trzeba je sparzyć i obrać ze
skórki. Całość miksujemy z dużą szklanką lub dwoma wody.
Marchew, seler i
pietruszkę drobno kroimy lub trzemy na grubych oczkach tarki (wg
upodobań).
Ziemniaki kroimy w
drobną kostkę.
Paprykę siekamy w
paski długości około trzech centymetrów.
Dodajemy do całości
granulat sojowy, kukurydzę oraz fasolę. Doprawiamy solą, pieprzem,
zielem angielskim oraz liściem laurowym.
Na patelni rozgrzewamy olej
i dodajemy paprykę w proszku. Podgrzewamy moment,
żeby nadać jej mocniejszego aromatu i dodajemy do całości.
Ja umieściłam moją zupę-gulasz w szybkowarze, dlatego gotowanie zajęło tylko 15 minut, po czym odstawiłam ją ciągle gorącą na kolejne 15 minut, aby doszła.
Jeżeli masz świeżą
fasolę namocz ją przez noc po czym ugotuj al dente i dodaj do
reszty składników. Gotuj do miękkości wszystkich warzyw.
Na koniec posiekaj świeże zioła i dodaj do garnka lub na talerz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)