niedziela, 19 sierpnia 2012

Zmobilizuj się cz. III i IV

Wyjeżdżam na szkolenie. Do pisania wrócę dopiero w weekend. A poniżej dwie ostatnie części ćwiczeń do mobilizowania się :)
Przyjemnego czytania i pracy życzę :) <3


3. Dwójmyślenie zamiast fantazjowania
MYŚL NIE TYLKO O KORZYŚCIACH, ALE TAKŻE O PRZESZKODACHSekretem utrzymania nieustającej motywacji do działania jest zachowanie równowagi między emocjami a logiką. Marzenia, wizualizacja celu i określenie tego, czego w życiu pragniesz, pobudza emocje, ale bez realnego spojrzenia na możliwości osiągnięcia sukcesu zostaniesz tylko marzycielem. Nie ruszysz z miejsca, mimo że wiesz, co mogłoby być dla ciebie dobre, jeśli nie czujesz, że cel to jest coś, czego bardzo pragniesz. Brytyjski psycholog Richard Wisenlan proponuje metodę pomocną w ustaleniu balansu między emocjami a intelektem, która podtrzyma w tobie motywację do osiągnięcia celu. Nazywa ją „dwój-myśleniem" i proponuje ją jako uzupełnienie wizualizacji odniesionego sukcesu, która podnosi nastrój, ale nie wy­starczy do wytrwania w drodze do celu. Wiseman zachęca, aby skupić się na korzyściach wynikających z finalizowania działań, ale również na przeszkodach, jakie mogą stanąć nam na drodze.

ĆWICZENIE
Ćwiczenie to wykonaj w skupieniu i poświęć na nie sporo czasu. Weź coś do pisania. Odpowiedzi na poniższe pytania. Nie spiesz się, pozwól najpierw swojej wyobraźni i emocjom stworzyć w twojej głowie odpowiednie obrazy.
    » Jaki masz cel?
    » Wyobraź sobie i zapisz, w jaki sposób poprawi się twoje życie, jeśli uda ci się ten cel osiągnąć. Wyobraź sobie wszystkie możliwe korzyści – jak będziesz wyglądać, jak będziesz się czuć, co zmieni się w tobie, co w twoim otoczeniu itp.
    » Podziel swój cel na mniejsze konkretne kroki. Każdy z nich zapisz na małej oddzielnej karteczce. Przyjrzyj się każdemu mini celowi, który zapisałeś i zastanów się co może pójść nie tak, co może przeszkodzić ci na tym etapie – zapisz to na odwrocie kartki. Teraz zastanów się, jak sobie poradzisz z przeszkodą. Może Masz pomysł, jak teraz zmodyfikować ten krok, aby uniknąć przeszkody?

4. Siła nawyku
11 SPCJSOBÓW NA PROKRASTYNCJĘ Czasem bywa tak, że minio konkretnie ustalonego, ambitnego i spójnego celu odkładamy pracę nad: jego osiągnięciem! na później lub w ogóle jej nie po­dejmujemy. Wynikać to może z wielu przyczyn: lęku przed porażką, perfekcjonizmu, niskiego poziomu samokontroli, postrzegania pracy nad osiągnięciem celu jako całości, a nie sekwencji działań, szybkiego nudzenia się czy złej oceny tego, jak czasochłonne jest zadanie. Chroniczne odkładanie; na później tego, czym powinniśmy się zająć w danej chwili, nazywa się prokrastynacją. Prokrastynacja jest działaniem: na własną szkodę, co może prowadzić do poważnych problemów - niewywiązywania się z obowiązków, niepłacenia rachunków czy niewystarczającego przygotowania do wyzwań. Z chronicznym odkładaniem rzeczy na później można walczyć. Oto kilka sposobów:
» Rozbij duże cele na mniejsze, „łatwiejsze w obsłudze" elementy.
» Zacznij w dowolnym miejscu. Już samo działanie obniża napięcie związane z rozpoczęciem pracy nad tym, co chcesz osiągnąć. Jeśli będziesz wytrwale rozpoczynał, zakończenie dojdzie do skutku, głównie dlatego iż pojawił się w tobie naturalna potrzeba domykania tego, co rozpocząłeś.
» Skorzystaj z metody „ser szwajcarski": zacznij od „zrobienia dziur” w swoim zadaniu Wykonaj łatwe, natychmiastowe działania, które zajmą pięć lub nawet mniej minut. Jeśli jakieś zadanie poprowadzi cię w ślepą uliczkę, zajmij się innym. Ciąg natychmiastowych zadań pewnie nie wystarczy do ukończenia projektu, ale pomoże ci się zorientować, co trzeba zrobić i kto ma to zrobić.
» Inna szkoła uczy, że najskuteczniejsze jest wykonanie najpierw najtrudniejszych, najbardziej nieprzyjemnych części zadania. Pomyśl, jak je wykonać kreatywnie, łatwo i szybko. Potem będzie już tylko przyjemnie.
» Wyznaczaj granice. Ustal własne tempo. Zaplanuj czas nawet na odrobienie zaległości.
» Mądrze wykorzystuj swoją szczytową formę w ciągu doby. Staraj się osiągnąć codzienną porcję nieprzerwanej, wysokowydajnej pracy. Niech to będzie przynajmniej 30 minut dziennie.
» Gdy zabierasz się do pracy, usuń zakłócenia wyłącz TV, internet i komunikatory. Pamiętaj też, że będzie ci trudno zachować wysoki poziom energii, kiedy pracujesz lub czytasz na kanapie pod kocem. Zorganizuj swoje miejsce pracy tak, żebyś mógł się skupić, ale żebyś nie tracił wysokiego poziomu energii - zadbaj o wygodne krzesło, zrób porządek Wokół siebie, niezbędne rzeczy miej pod ręką.
» Stosuj pozytywny monolog wewnętrzny na temat swoich zadań. Powtarzanie sobie „muszę" oraz „powinienem" utrzymuje cię w poczuciu winy, beznadziei i depresji. Zamiast tego skup się na rezultatach, jakie chcesz uzyskać i mów „chcę", „wolę".
» Niech twoim celem będzie to, że jesteś świetny. Doskonałość nie istnieje. Pamiętaj o zasadzie Pareto - 20 proc. najbardziej istotnych czynności wystarczy, by osiągnąć 80. proc. efektów. Zadowalaj się wystarczająco dobrym celem - to więcej niż potrzeba w przypadku większości zadań.
» Zapamiętaj słowa Jima Ryuną „Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć. Nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać". Jeśli trudno ci wytrwać we wprowadzaniu jakiejś zmiany w swoim zachowaniu, zrób eksperyment. Powtarzaj nowe zachowanie przez30 dni. Po tym czasie nowe zachowanie na pewno stanie się już twoim nawykiem, a jeśli okaże się błędnym wyborem - po prostu z niego zrezygnujesz.
» Zadbaj o swoją postawę: określ pozycję ciała predysponują do pojawienia się w nas konkretnych emocji. Sprawdź to na sobie. Pomyśl o ambitnym zadaniu, które cię czeka. Wstań niechętnie, złącz nogi, opuść ręce i zgarbiony powiedz do siebie: „Dam radę". Jak się czujesz?
Jesteś zmotywowany? Teraz stań w lekkim
rozkroku, wyprostuj się, odważnie spójrz przed siebie i powtórz głośniej: „Dam radę". Czy teraz czujesz się bardziej na siłach?



DorotaM

sobota, 18 sierpnia 2012

Warsztaty surowo-rozwojowe w Krakowie

Minął miesiąc.
Warsztaty odbyły się cztery tygodnie temu. Był to jeden z moich największych pozytywnych impulsów w życiu. Bałam się. Zapisać. Przyjechać. Odezwać. Kiedy Ewcia do mnie podeszła zrobiło mi się sucho w ustach, serce zabiło mocniej. Wyglądała jeszcze piękniej niż na zdjęciach. Alani miała jeszcze większy uśmiech, a Ania była jeszcze wyższa. Chwilę się bałam po czym postanowiłam, że nie będę biernie siedziała. Zaczęłam pisać.
Zostałam także poproszona o zaprezentowanie się na grupowej fotce. Zwlekałam. Zastanawiałam się do kogo się odezwać, żeby dostać zdjęcie. Potem myślałam co napisać pod zdjęciem. W końcu od myślenia głowa mnie rozbolała, a literek jak nie było tak nie ma. I na spontana zaczęłam pisać.
Warsztaty były cudowne. Jedzonko pierwsza klasa :D
Ludzie bardzo mili i ciekawie zakręceni:)
A zdjęcie udostępniła mi Ewcia, której jeszcze raz serdecznie dziękuję.
Nikt nie dał mi tyle powera co ludzie tam.
A ja jestem nad tym czerwonym bazgrołem, który miał być strzałką :P





Ściskam mocno <3

DorotaM

Zmobilizuj się cz. II

2.Zasady Wisemana


PLANUJ KONKRETNIE I ZAPEWNIJ SOBIE WSPARCIE BLISKICH
Richard Wiseman, profesor psychologii w Hertfordshire, przez rok monitorował postępy ponad pięciuset osób, które starały się osiągnąć swoje cele, takie jak utrata wagi, zmiana kwalifikacji, rzu­cenie palenia, znalezienie partnera czy zmiana trybu życia na hardziej ekologiczny. Pod koniec badania Wiseman poprosił uczestników o opisanie technik, jakich używali do osiągnięcia sukcesu, i o określenie, w jakim stop­niu im się powiodło. Okazało się, że jedynie 10 proc. badanych osiągnęło swoje zamierzenia, a techniki, które stosowali, należą do pięciu kategorii.
» Ci, którym udało się osiągnąć sukces w działaniu, mieli określony cel i plan, czyli pomniejsze cele prowadzące do efektu końcowego. Technika ustalania celów okazała się najbardziej skuteczna, kiedy były one konkretne, wymierne i miały określony czas realizacji. Czyli sukces osiągnął ten, kto zamiast zakładać: "chcę być szczęśliwszy", określił konkretnie: "Będę dwa wieczory w tygodniu spędzać z przyjaciółmi i raz w roku zwiedzę nowy kraj".
» Osoby, którym się powiodło, częściej niż inne opowiadały o swoich zamierzeniach rodzinie czy znajomym. Ta publiczna deklaracja utrudniała rezygnację z postanowień i zapewniała wsparcie ze strony bliskich
» Uczestnicy badania, którzy z sukcesem wprowadzali zmiany, częściej skupiali się na pozytywnych skutkach osiągnięcia celu. Nie chodzi o fantazjowanie na temat nowej, upragnionej sytuacji, ale o stworzenie obiektywnej listy korzyści, jakie przyniesie zrealizowanie planów.
» Pomogły także nagrody za nieprzyjemne i trudne do przejścia szczeble na drodze do celu.
» Ci, którym się powiodło, częściej monitorowali swoje postępy, robili podsumowania i notowali je w formie dziennika, wykresu itp. Zapisywanie podniosło szanse badanych na osiągnięcie sukcesu.

ĆWICZENIE 1.
Wybierz jeden cel, który wydaje ci się teraz najważniejszy, lub skorzystaj z efektów poprzedniej ćwiczenia i zapisz, czego tak naprawdę chcesz.


ĆWICZENIE 2.
Sformułuj cel tak, aby jak najbardziej zwiększyć swoją motywację do osiągnięcia go. Pomogą ci w tym poniższe wskazówki.

1. Cel trzeba zdefiniować jak najbardziej precyzyjnie. Zrozumienie celu nie powinno stanowić kłopotu, sformułowanie powinno być jednoznaczne i nie pozostawiać miejsca na luźną interpretację. Sformułuj cel pozytywnie - czyli zastanów się, czego chcesz, a nie jaką sytuację chcesz zmienić. Pomogą ci w tym pytania:
Czego dokładnie chcesz?
Co chcesz konkretnie osiągnąć?
Jakiej dziedziny dotyczy cel?
Jakich cech, zachowań, umiejętności?

2. Cel musi być wymierny, czyli tak sformułowany, by można było liczbowo wyrazić stopień jego realizacji.
Pomogą ci w tym pytania:
Po czym poznasz, że osiągnąłeś cel?
Jaki skutek wywoła osiągnięcie tego celu?
Jaki stan psychofizyczny chcesz uzyskać?
Jakie twoje potrzeby zaspokoi?

3. Cel musi być dla ciebie atrakcyjny, wzbudzać ciekawość i chęć działania. Poza tym musi być stosunkowo trudny, ale jednocześnie możliwy do osiągnięcia. Pomogą ci w tym pytania:
Jakie korzyści odniesiesz, gdy osiągniesz ten cel?
Jakie korzyści odniosą inni?
Jaki efekt chcesz uzyskać?
Co stracisz, gdy nie osiągniesz tego celu?

4. Cel musi być określony w czasie, jak najbardziej realistycznie. Wyznaczony czas osiągnięcia celu jest dobrym czynnikiem mobilizującym. Pomogą ci w tym pytania:
Kiedy osiągniesz swój cel?
Ile czasu zajmie ci osiągnięcie celu?

5. Cel musi być realny - czyli do osiągnięcia z uwzględnieniem zasobów, obecnej sytuacji, czasu przeznaczonego na osiągnięcie celu. Pomogą ci w tym pytania:
Jakie argumenty przemawiają za realnością tego celu?
Czy w tym czasie, z tymi zasobami, które masz, cel jest możliwy do osiągnięcia?
Komu i jak zamierzasz opowiedzieć o swoich zamierzeniach?

piątek, 17 sierpnia 2012

Zmobilizuj się cz. I

Motywacja w znacznym stopniu zależy od pro­porcji między obowiązka­mi a marzeniami, a także od równowagi pomiędzy emocjami i logiką
1. Chcę kontra muszę
ŻYCIE JEST ZBYT KRÓTKIE, ŻEBY ROBIĆ TYLKO TO, CO MUSIMY
Chociaż dotychczasowe rozważania dotyczą mo­tywowania innych, możesz je odnieść do siebie i w zależności od tego,
przed jakim zadaniem sta­niesz, sprawić sobie nagrodę. Jeśli masz przed sobą zadanie,-które jest nudne, rutynowe imało przyjemne, a mu­sisz je wykonać, zadbaj o to, żeby zaplanować, jak się nagrodzisz. Zadanie, które jest zgodne z twoimi celami i rozwija cię nie wymaga motywacji zewnętrznej - samo osiąganie mistrzostwa w tym, co lubisz, będzie dla ciebie nagrodą. Ważne, abyś wykonywał zadania w swoim stylu i tempie oraz miał poczucie sensu i misji działania. "Życie jest zbyt krótkie! żeby robić tylko to, co musimy. Ledwo go starcza na to, co robić chcemy" - podkreśla Tal Ben-Shahar, profesor psycho­logii z Harvardu i autorytet w dziadzinie rozwoju osobistego.

ROBIENIE TYLKO TEGO, NA CO MA SIĘ OCHOTĘ-NIE JEST JEDNAK MOŻLIWE, OBOWIĄZKOWYCH ZA­DAŃ NIE DA SIĘ UNIKNĄĆ. WAŻNA JEST PROPORCJA MIĘDZY TYM, CO "MUSISZ" W ŻYCIU ROBIĆ, «TYM, CO ROBIĆ "CHCESZ". Często obowiązki towarzyszą głów­nym celom i są stopniem, jaki trzeba pokonać, by osiągnąć to, czego się pragnie. Na przykład planujesz w przyszłym roku wyjazd na miesiąc w egzotyczne, nieznane ci miejsce. Musisz odłożyć trochę gotówki, żeby zrealizować plan.

Oszczędzanie wiąże sz wieloma wyrzeczeniami albo z pod­jęciem dodatkowej pracy, kosztem twojego czasu wolnego. Nie chodzi więc o to, żeby wyeliminować "muszę" z twojego życia, ale żeby zmniejszyć ich liczbę na tyle, na ile to możliwe, i pamiętać o tym, jaka czeka cię nagroda za ich wykonanie. W książce "W stronę szczęścia" Tal Ben-Shahar przekonuje, że motywacja w znacznym stopniu zależy od proporcji tego, czego "chcę" i co „muszę". "To właśnie ona decyduje o tym, czy nie mogę doczekać się rana, czy może już na samą myśl o tym, co mnie czeka, czuję się zmęczony; czy pod koniec dnia lub tygodnia odczuwam zadowolenie i satysfakcję, czy może ulgę" - podsumowuje autor. 

ĆWICZENIE 1. Zastanów się, jak wygląda twój typowy dzień. Czy cieszysz się na myśl o poniedziałku lub poranku?  

ĆWICZ NIE 2. Pytanie siebie: co chcę w życiu robić, nie wystarczy. Trzeba sięgnąć głębiej. Tal Ben-Shahar proponuje z jednym ze swoich mistrz ów - Ochadem Kaminem następujące ćwiczenie: "Kiedy zastanawiasz się, jaką dragą pójść, najpierw postaraj się ustalić, co jesteś w stanie robić. Spośród wszystkich tych rzeczy wybierz te które chcesz robić. Potem zawęź swój wybór do tego, co bardzo chcesz robić. Na koniec wybierz to co naprawdę chcesz robić i tym się zajmij".


To właśnie dążenie do osiągnięcia pragnień i marzeń sprawia, że czujesz się najbardziej autentyczny, twórczy i zmotywowany do działania. Wyobraź sobie efekt końcowy, zastanów się, jak możesz wykonać zadanie i co naprawdę chcesz osiągnąć. 

cdn.
DorotaM

środa, 15 sierpnia 2012

O wszystkim i o niczym

Zdenerwowanie. Wściekłość. Bezsilność. Rezygnacja. Zastanowienie.
Sama nie wiem jak to pisać. W mojej kuchni pojawiły się mole. Ponieważ nie mieszkam sama i nie tylko ja trzymam różne rzeczy pochowane na co dzień i na czarną godzinę nie wiadomo od kogo się zaczęło. A zaczęło się wiosną.
Generalne porządki robię co najmniej raz w miesiącu. Myślę, że to często. Ludzie zazwyczaj sprzątają szafki jedynie na święta zimą i wiosną.
A dziś miałam mieć dzień z moim lubym skoro oboje byliśmy w domu i mogliśmy poświęcić dzień tylko dla siebie. A dawno takiego nie było. Wczesnym popołudniem robiłam obiad. Jak zwykle kiedy jemy razem robimy dwa obiady. Dla mnie wege, dla niego tradycyjny. Składników więc dużo. Szafki pełne różnych opakowań. Skorzystałam dziś głównie z lodówkowych zapasów. Ale coś mi siedziało z tyłu głowy. Coś siedziało i mówiło: zajrzyj do szafki. No zajrzyj i zobacz co tam jest. Zrób to jeszcze dziś.
I zrobiłam.
Wyjęłam dwa pudełka w których pięknie miałam poukładane słoiki, puszki, pojemniki, worki i woreczki.  No bo czasem ugotuję sobie zupę z soczewicy lub kaszę do warzyw. Bo on lubi płatki, słodzi herbatę i uwielbia naleśniki zrobione w domu z mąki i innych składników. Bo każdy kto w domu gotuje ma szafkę, a w niej takie rzeczy! Nie mieszkam sama na pustyni więc mam szafkę, a w niej takie rzeczy!
Ale razem gotujemy rzadko, a jego często nie ma. Więc to leży i co jakiś czas jest wyjmowane.
I wyjęłam.
A w środku były mole. Wszędzie. Dużo. W każdej możliwej postaci.
Przeraziłam się tak bardzo, że prawie wszystko od razu wyrzuciłam. Razem z pojemnikami i słoikami. Sprzątałam dwie szafki przez około dwie godziny.
I nie jest mi przyjemnie z myślą, że pozabijałam te stworzonka, ale z drugiej strony narobiły mi zbyt dużo zamieszania. 
Rozmyślałam o co w tym wszystkim chodzi. A na koniec naszła mnie myśl, że to jakaś siła wyższa próbuje mnie ostatecznie odciągnąć od gotowanego jedzenia. Zostały mi jedynie dwa słoiki soczewicy i kilka torebek brązowego ryżu. Szkoda tylko, że wywaliłam worek orzechów.
Ostatecznie postanowiłam zaprzestać gromadzenia większości tego, co do tej pory miałam w kuchennych szafkach. I nawet mój luby będzie się musiał dostosować. Naleśniki od wielkiego dzwona, a płatki w małych porcjach raz na czas. Bez cukru jak twierdzi nie przeżyje więc będzie miał z molami jeżeli wrócą.  Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Jedno jest pewne. W tym miesiącu sprzątanie mam z głowy. A nad resztą muszę się zastanowić.

DorotaM

niedziela, 12 sierpnia 2012

Mydło

Kilka osób przekonywało mnie do kupowania naturalnych kosmetyków, do nie używania sklepowej chemii. Siostra koleżanki, lekarka kilka lat temu przestała używać sklepowych szamponów. Zmieniały kolor włosów, po prostu je wypalały. Powodowały łupież. Włosy nadmiernie się przetłuszczały lub były przesuszone. Trzeba było używać nieskończonej ilości odżywek.
Skóra. Po użyciu zwykłego mydła lub żelu pod prysznic była przesuszona i reagowała alergicznie.

Czy to jest normalne????!!!


Oczywiście, że nie!!!!!

I w ten oto sposób w mojej głowie zalęgła się bardzo niepokojąca myśl. Po kilku miesiącach postanowiłam zrobić samodzielnie mydło. Bez zbędnej i bardzo szkodliwej chemii. Którego skład będę znała, a nie będzie to cała tablica Mendelejewa!!

Zmotywował mnie link, który dostałam od przyjaciółki. Zamieszczam go poniżej:


http://www.naturalnekosmetyki.com/index.php/2010/04/jak-zrobic-mydlo-kastylijskie/

Zrobienie małej porcji trwa jakieś 15-20 minut + stężenie. Bałam się na początku, ale nic trudnego.
Bardzo serdecznie polecam. Mydło to musi niestety leżeć najlepiej kilka miesięcy do stężenia. Nie zraziłam się tym mocno. W tym czasie wykorzystałam większość moich "chemicznych zapasów". Normalnego mydła nie kupiłam już od bardzo dawna. Od 4 miesięcy na przemian używam "mojego" mydła i godnego polecenia mydła z Aleppo, które dostałam w prezencie i jest to najlepsza rzecz jaką mi w moim życiu podarowano. Mydło wolno się ściera, dlatego służy kilka miesięcy:)

http://www.mydlarnia.info.pl/mydlo-oliwkowo-laurowe-z-aleppo-20--cat-226-id-483.aspx


Oba mogą być zarówno mydłem jak i szamponem. Świetnie myją też twarz zamiast chemicznych żeli na wypryski.

Dlatego zróbcie. A jak naprawdę nie chcecie czekać to kupcie. Wiem, że warto. Alergia mojej skóry zmniejszyła się o 75%!!!!


DorotaM

piątek, 10 sierpnia 2012

Recipes.

Witam serdecznie

Zaproponowano mi dziś tortillę :D Obejrzałam placki i stwierdziłam może być. Obejrzałam sos - wykluczone. Obejrzałam nadzienie. PRZECIEŻ JA NIE JEM MIĘSA! Stwierdziłam: nie jem dziś obiadu.
I nagle refleksja: sama zrobię tortillę :)
Placki pożyczyłam, bo nie miałam czasu robić sama. Ale jak się ma jakąś dobrą razową mąkę lub najlepiej kukurydzianą oraz conajmniej godzinę na papranie się z tym to raz na czas się skuszę:)
Kolejny krok to sos. Ponieważ czas mi nie pozwolił posmarowałam placka kilkoma kroplami sosu sojowego i oliwy. Najlepiej byłoby zrobić witariański sos czosnkowy lub pomidorowy.
I nadzienie. U mnie dziś wyglądało to następująco: sałata, cukinia, pomidor, rzodkiew, papryka. Liście sałaty ułożyłam na placku, resztę pokroiłam w miarę drobno. Ułożyłam. na wierz trochę posiekanych oliwek. Przygotowanie trwało 5 minut:) Tyle kolorów. Tyle pyszności :) <3

DorotaM

środa, 8 sierpnia 2012

Ciało

"Zajmowanie się swoim ciałem wyzwala. Wiele kobiet marnuje czas, energię i pieniądze na upiększanie domu, gotowanie dla rodziny i przyjaciół, zajmowanie się innymi ludźmi czy chodzenie do teatru. Zapominają natomiast o swoim ciele i usprawiedliwiają się przed sobą, twierdząc, że nie mają czasu na spacer, oczyszczanie skóry czy planowanie diety.
Nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważne jest utrzymanie ciała w harmonii i zdrowiu. Zajmowanie się swoim ciałem i wyglądem, wygładzanie skóry, masowanie i uelastycznianie stawów jest rzadko praktykowane (szczególnie w pewnym wieku) przez ludzi żyjących w krajach zachodnich. Są oni ofiarami myśli judeochrześcijańskiej, traktującej ciało jako należące do sfery tabu i nieczyste. Łaźnie, masaże i teorie dietetyczne epoki hellenistycznej oraz czasów rzymskich zniknęły z naszej kultury właśnie wraz z pojawieniem się chrześcijaństwa.
Co się stało z rozsądkiem i elegancją, ze staraniami o posiadanie promiennej cery, zdrowego ciała, zwinnej sylwetki? Zastąpiły je brak rozsądku, folgowanie sobie, lenistwo, a także brak uczciwości wobec siebie i innych. Czy mamy prawo w imię przyjemności, smacznego jedzenia i rozrywek oraz z powodu płacenia składek na ubezpieczenie społeczne nie dbać o swoje zdrowie, podczas gdy miliony ludzi na świecie nie mają dostępu do podstawowej opieki medycznej, szpitali, a nawet żywności? Dlaczego akceptujemy wysoki poziom cholesterolu, nadmiar kilogramów, wysokie ciśnienie, pozbawioną blasku, pokrytą plamami skórę, zniekształcone stawy, wizyty u lekarza jako nieuniknioną konsekwencję wieku, a odrzucamy zmianę trybu życia, przyzwyczajeń i sposobu odżywania?
Mieć ciało, które powoduje cierpienie i sprawia, że wszystkie ruchy są bolesne, to żyć bez odpoczynku i bez poczucie wolności, bez godności, niezależności. To być niewolnikiem, więźniem samego siebie. A tego niewolnictwa nikt nam nie narzucił.
Potrzeby ciała są ograniczone. Nie powinniśmy ich lekceważyć, ponieważ to od naszego ciała zależy nasze życie. A od naszego życia zależy życie innych. Oczywiście zajmowanie się tylko ciałem (sportem, jedzeniem, zabiegami higienicznymi) jest oznaką braku zdolności intelektualnych. Aby jednak żyć godnie, należy poświęcać ciału nieco uwagi. Trzeba więc nauczyć się (albo raczej przypomnieć sobie), jak zachowywać umiar, co robić, by ciało było bardziej elastyczne, jak się myć, oczyszczać i jak dyscyplinować siebie.
Ciało nie powinno przytłaczać duszy. powinno być dyspozycyjne w sposób zależny od tego, czego wymagają aktywność intelektualna i sfera duchowa."

fragment książki "Sztuka prostoty" Dominique Loreau przełożyła J. Sobotnik, wyd. Czarna owca, wydanie II, Warszawa 2012

polecam w całości

DorotaM

wtorek, 7 sierpnia 2012

Mała refleksja nad poszukiwaniem minimalizmu w domu


Poszukałam i jak na razie tu kieruję swoje myśli:

http://www.domosfera.pl/wnetrza/56,94387,11375069,Minimalizm_w_dunskim_stylu__.html


Tylko jedno mnie zastanawia. Praktycznie wszystkie oglądane przeze mnie minimalistyczne wnętrza są strasznie duże. Hale, a nie pokoje.

W miarę poszerzania refleksyjności nad tematem post będzie się powiększał :)







DorotaM

Przychodzi zdrowy człowiek do chorej przychodni NFZ cz. II

Jestem okazem zdrowia.
I to by wystarczyło, ale ja mam znów tysiąc myśli...
Usłyszałam, że wszystkie badania mam ok, ale musiałam sama zacząć pytać. Tak bardzo korciło. Bo to, bo tamto. Wszytko mnie interesowało. Lekarz oczywiście odpowiadał, ale cały czas podkreślał, że wszystko jest w normie.
Jak się okazuje jednego wyniku nie można samodzielnie rozpatrywać. Krew. Objętość mam w dolnej granicy normy, ale pięć innych wyników z tego "działu" jest super. Odczytując je razem (czyli tak jak powinno być) to mój wynik jest rewelacyjny. Niczego mi nie brakuje.
Podobnie mocz. Zdrowa kobieta może mieć nawet 50 000 bakterii w moczu. Z uwagi na krótką cewkę szybko też łapiemy infekcje, a nasz pęcherz choruje. Dopuszcza się z tego tytułu nawet dwa zapalenia pęcherza rocznie. Zwiększone ryzyko występuje przy częstych kontaktach seksualnych, na basenie, w jacuzzi i gdy w nocy mamy w pokoju otwarte okno, a chłodny wiatr nas "podwiewa".
Czyli należy się zamknąć w domu i wegetować. Ciało nie będzie sprawiało problemów. Hmm tylko co z psychiką...
Czyli generalnie żyjmy bez takich ograniczeń i cieszmy się tym :)
A co do badań. Jestem nieco spokojniejsza. Jeszcze czekają mnie robaki, ale to grubszy temat i zajmę się niem za kilka dni.
A badania róbcie dla swojego spokojnego nie tylko serca, ale i umysłu.

A poza tym nieco inny wątek. Duuużo jeżdżę na rowerze. I pływam. Kiedyś nie jeździłam, ale za to tańczyłam. Nie tylko na imprezach, ale przede wszystkim w szkole tańca do której chodziłam.
Pomimo tego wszystkiego nigdy nie byłam szczupła!
10 lat temu zaczęłam mieć problemy z prawym kolanem. Chodziłam do lekarzy. Od jednego do drugiego. Ciągle rentgeny, które nic nie wykazywały. Łapali się za głowę. I nic. Wciskali mi kolagen od zwierząt, a mnie nie było wcale lepiej.
W zeszłym miesiącu zrobiłam na rowerze 500 km. Do tego basen i wyjazdy nad jeziora, gdzie potrafiłam pływać 2-3 h. Bóle się nasiliły. Będąc u lekarza przy okazji zapytałam go co mogę z tym zrobić, bo mi to po prostu przeszkadza w funkcjonowaniu. Bałam się, że wrócą te bóle, które miałam kilka lat temu. Prawie nie mogłam chodzić i płakałam przy każdym kroku.
Lekarz postanowił najpierw zbadać nogę. Zaczął mi ją całą wykręcać na różne strony. Słuchał czy coś nie przeskakuje. Pytał co czuję. I powiedział. TO NIE KOŚCI! Zaczął badać mięśnie. I okazało się, że od 10 lat mam zapalenie mięśni! I muszę na jakiś czas je odciążyć. Brak niektórych sportów (w tym rower :() i leki przeciwzapalne miejscowo. Za 3 tygodnie mam przyjść na kontrolę.
I po co ja marnowałam w liceum czas na leczenie??!! Na wizyty u specjalistów??!! A tu w dwie minuty wszystko wiem. To się nazywa lekarz!! Obyśmy tylko takich spotykali na swojej drodze.
I tylko wtedy kiedy wizyta w gabinecie jest ostatnią możliwością

DorotaM

niedziela, 5 sierpnia 2012

Recipes

Niektóre próbowałam, niektóre nie. Na pewno są pyszne:)

Lato w pełni więc na pierwszy ogień lody:


http://pinkcake.blox.pl/2012/05/Lody-szpinakowe.html


A poza tym chłopcy z sigur ros przygotowali przepisy. Książkę da się za darmo ściągnąć. Są opisy i zdjęcia. Na stronie także filmiki. Polecam. 
http://jonsiandalex.com/recipes

A na koniec sałata
3 pomarańcze
2 awokado
garść małych pomidorków
czerwona cebula
natka pietruszki
czarne oliwki
garść płatków migdałowych

ewentualnie sos winegret:
1/2 szklanki oliwy
40 ml octu winnwgo
sól
pieprz
2 łyżki musztardy diżońskiej
sok z cytryny

Wszystkie składniki winegretu zmiksować. Elementy sałatki drobno pokroić i układać warstwami na górze posypując migdałami. Jak ktoś lubi polać sosem.

Smacznego <3

DorotaM

Ten, którego miało nie być

Miałam dzisiaj nic nie pisać. A narodził się ten, którego miało nie być.
Ale różne zdarzenia dzisiejszego (i nie tylko) dnia zmobilizowały mnie do głębokiej analizy człowieka pod pewnymi względami. Od dłuższego czasu to we mnie narastało i dziś czuję, że dorosłam do zadania kilku pytań.
Jestem osobą w miarę poukładaną. To znaczy staram się radzić sobie w każdych warunkach. Nowy dom, nowe miasto, nowa praca, nowi ludzie. Nie załamuję się i podążam na przód. Wiele osób mi mówi, że radzę sobie o wiele lepiej niż oni. Wiem jak wiele mam w sobie złych cech, ale pracuję nad sobą, nad umysłem, ciałem i codziennymi kłopotami. Przecież każdy je ma. Tylko po co wstawać z samego rana z założeniem, że jest się chorym. Po co marudzić, że jest źle, choć jeszcze nic się nie wydarzyło. Po co wymyślać różne historie i opowiadać je żeby tylko zwrócić na siebie uwagę innych. W końcu po co oceniać różnych ludzi i sytuacje kiedy nie ma się obrazu całości. Po czterech latach pracy z chorymi oraz otaczania się różnymi ludźmi w tym hipochondrykami (lub 2 w 1) mam powoli dosyć. Zjadają moją energię dając mi w zamian tylko niechęć do życia i otwierają drzwi do podróży w depresję. A to nie moja droga! Sami pogłębiają swoje fizyczne urazy niewłaściwym zachowaniem. Wolą być do końca życia wytykani jako niepełnosprawni niż wrócić do normalnego życia. Bo dzięki temu dostają od ludzi zainteresowanie, współczucie, pomoc w każdej sytuacji i jak sami mówią ogromne pieniądze.
Może mi ktoś powiedzieć, że jestem nieczuła, ale nie jest to prawda. Wiele lat starałam się robić wszystko na rzecz innych. W pewnym momencie zorientowałam się, że moje życie na tym cierpi. Starałam się przeorganizować to tak, żeby wszyscy mieli korzyści z mojego poświęcenia. Oni i ja. Ale nadszedł moment kiedy zaczynam się wycofywać. Nikt nie docenia tego co robię. Jest wręcz przeciwnie.
Zatem nogą robię krok w tył, głową krok naprzód. I dochodzimy do sedna tego wywodu. Kim jest hipochondryk i co nim kieruje.
Poniższy tekst pochodzi z Wikipedii, ale jego bibliografia ma głęboki sens, więc wydaje mi się, że tak samo jest z tekstem.
"Hipochondria (zaburzenie hipochondryczne) - zaburzenie somatoformiczne, którego dominującą cechą jest stałe nieuzasadnione przekonanie o istnieniu przynajmniej jednej poważnej, postępującej choroby somatycznej.
Osoba cierpiąca na hipochondrię ujawnia uporczywe skargi somatyczne lub stale skupia uwagę na ich fizycznej naturze. Normalne czy banalne doznania lub przejawy są często interpretowane jako nienormalne i świadczące o chorobie, a uwaga skupiona jest zwykle na jednym czy dwóch narządach albo układach ciała.
Hipochondria często występuje w depresji lub towarzyszy jej lęk.
Przyczyną powstawania zaburzenia jest egocentryczna lub narcystyczna orientacja. Historia dzieciństwa jest bogata w doświadczenia urazów psychicznych, łącznie z przemoc i nadużyciami seksualnymi".
O niektórych rzeczach nie wiedziałam, niektóre nie pojawiają się w poznanych mi "żywych" przypadkach.
Hmm.. napisałam cały tekst i połowę skasowałam. Aż się zdenerwowałam jak sobie przypomniałam niektóre sprawy. To napiszę tylko jedną i kończę.
Osoba, nazwijmy ją A pojechała do znajomej osoby, powiedzmy B. Pomieszkała tam jakiś czas na koszt tej osoby, bo stwierdziła, że jest biedna i chora. Osoba B mając znajomych w różnych "poważnych" profesjach opowiedziała to znajomemu lekarzowi. Lekarz bez kontaktu z tą osobą oraz bez zrobienia jakichkolwiek badań wypisać świadectwo lekarskie dla osoby A. Same najgorsze rzeczy. Osoba A poszła do pewnej państwowej instytucji i dostała kilkadziesiąt tysięcy na rehabilitację oraz inne cele. Musi się z tych pieniędzy rozliczyć. Jeżeli nie wyda wszystkiego musi zwrócić resztę. Aby się rozliczyć musi jedynie napisać oświadczenie, że wszystko wydała na określone rzeczy (w tym głównie leczenie). Oświadczenie napisała, wysłała pocztą i koniec przygody. Tylko jest jeden mały szkopuł. Osoba na określone cele wydała kilka tysięcy, a resztę zgarnęła dla siebie.
Nie mam nic przeciwko chorym ludziom, którym należy się pomoc, ale wiem:
po 1., że wiele chorób da się wyleczyć bez służby zdrowia i dodatkowych pieniędzy!
po 2. jest to wobec mnie nieuczciwe, że płacę podatki, żeby budować Polskę, bo w nią wierzę, a nieuczciwi ludzie tak robią. Czy oni nie czują się polakami?

Co sądzicie o hipochondrii i tym co napisałam? Czy tylko ja chciałabym żyć w pięknym, rozwijającym się kraju z uczciwymi i miłymi ludźmi bez takich sytuacji?

piątek, 3 sierpnia 2012

Mini i konsekwencje konsumpcjonizmu

Miałam pisać o badaniach, lekarzach, służbie zdrowia i surowym jedzeniu.
Mój dr wziął dzień wolnego, a wszystko z tym związane przesuwa się o co najmniej 4 dni. NFZ ma przecież weekend.
Zmieniam zatem na moment temat.

Od paru miesięcy próbuję sobie ułożyć życie w nowym mieście ze świeżym spojrzeniem na rzeczywistość. A ponieważ dużo czytam w ręce wpadł mi artykuł o minimalistycznym podejściu do rzeczy. Zafascynowana tym napisałam maila do znajomego, który jak się okazało przysłał mi rewelacyjne linki, ale zupełni inne niż się spodziewałam. Urodziły się dzięki temu dwa wątki, mój i jego. I o nich napiszę.

Najpierw ten drugi:)
Domy. Mieszkania. Ludzie biorą kredyty na 30 lat, żeby mieć 3,4,5, wiele pokoi. Nie chcą 40 m, chcą 150. Budują domy, żeby mieć 200, 300. Zarzynają się w pracy, żeby urządzić całość, bo tyle przestrzeni musi mieć meble i inne gadżety. Potem mają wylew, zawał, raka albo inną chorobę. A wszystko ze stresów, że się straci ten wymarzony dom, a kredyt wisi nad człowiekiem. I Pytam się po co??
Rozumiem to poniekąd. Też chciałabym mieszkać na swoim, ale nie uważam, że to wszystko musi być wielkie i z przepychem. Doszłam do wniosku, że surowe wnętrza też są piękne i skoro nie mam wieloosobowej rodziny to metraż nie jest taki ważny.
Oczywiście są ludzie, którzy przesadzają w drugą stronę. Pewnie mają jakieś powody, ale do mnie jeszcze nie dotarły.
Poniżej ciekawy link. Wydaje mi się, że bardziej w formie eksperymentu lub dla osób opisanych w tym artykule.
Bo przesadza nie jest wskazana w żadną stronę.

http://bryla.gazetadom.pl/bryla/1,85298,4871922.html

A druga sprawa, która stała się dla mnie motywacją. Artykuł z gazety. Niby nic, a jednak coś wielkiego.
Minimalistyczne podejście do gromadzonego dobra. Nie przychylam się do nieposiadania niczego, ale obecny konsumpcjonizm mnie przeraża. Ciągłe promocje w sklepach i namowy reklam, że musisz to mieć. A wcale nie musisz!
Nie uważam, że mam mało rzeczy. Wręcz zaczęłam je segregować i jest ich trochę. Ale dochodzę do wniosku, że wiele z nich związanych jest z moim zawodem, a że część pracy wykonuję w domu ułatwia mi to życie i ratuje wiele sytuacji.
Pozostałych nie jest jeszcze tak dużo żeby się martwić. Mimo to postanowiłam wszystko przegrzebać i pomyśleć nieco nad gromadzonymi dobrami. Jestem nadal w trakcie. Doszłam już jednak do pewnych wniosków. Zdarza mi się kupować kompulsywnie. I mimo, że rzeczy do oddania mam zaledwie kilka, a ostatecznie myślę, że kilkanaście to jednak przychodzi refleksja nad tym co się dzieje na świecie. Kupujemy na potęgę, chwilę korzystamy i bez skrupułów wywalamy. Nie da się tego inaczej nazwać. Często są to rzeczy, które "działają". Nadają się, żeby nadal ich używać! A mimo to musimy posiadać nowszy model:/

Ostatecznie po nitce do kłębka dochodzę do ekologii i ilości odpadów na Ziemi. 100 lat temu było to nie do pomyślenia co się dzieje dzisiaj. Są kraje jak Szwecja, które 90% swoich odpadów w jakiś sposób przetwarzają,a nie gromadzą na wysypiskach. Tam nawet z jedzenia robi się biogaz i ogrzewa mieszkania. Tam nawet ciepła woda ze zlewu trafia do specjalnego urządzenia, które wykorzystuje tą temperaturę (ok 18st.) do wytwarza energię.
U nas ludziom nie chce się wynieść makulatury o innych odpadach już nie wspominając.
Wydawałoby się to takie trudne, a jest szalenie proste.

Mam znajomą rodzinę mieszkającą na obrzeżach miasta. Hodują kury, mają kompostownik. Wszystkie moje "stołowe resztki" trafiają do drugiego kosza i są wywożone do kur. Suchy chleb wisi w worku na oknie. Plastikowe butelki wywożę do pracy. Szefowa je potrzebuje do ponownego użycia. Kosz do makulatury mam 35 km od domu, ale jak tam jadę to biorę siatkę gazet na ramie i nie narzekam. Po ostatnim przeglądaniu moich rzeczy uzbierała się druga. Byłam w szoku.

Nawet nie wiemy jak wiele niepotrzebnie gromadzimy.
A ciuchy.
A ciuchy na koty. Wiele ludzi organizuje akcje dla schronisk. Zbierają ubrania w dobrym stanie i za kilka złotych sprzedają na aukcjach. Pieniądze idą na zwierzęta.

I tak trudno nie gromadzić? Nawet jeżeli mamy za dużo to usiądźmy i pomyślmy. Może za którymś razem dojrzejemy, żeby oddać nasze książki, ubrania lub inne gadżety komuś innemu. Oczyści to nie tylko nasze mieszkanie, ale i głowę.

Z uściskami dla naszej kochanej Ziemi <3

DorotaM

czwartek, 2 sierpnia 2012

Przychodzi zdrowy człowiek do chorej przychodni NFZ cz. I

W jednym z moich miejsc pracy (gdzie jest 5 osób) usłyszałam, że dostanę 1/8 etatu. Podobnie jedna z koleżanek. Pozostałe osoby będą miały przedłużone zlecenie. My we dwie musimy zrobić z tego zaszczytnego tytułu "umowa o pracę" badania epidemiologiczno jakieś tam. No bo praca z dziećmi, a dzieci jak są wiele godzin poza domem to jedzą. Ja nie będę miała kontaktu z ich posiłkami, ale badania muszę zrobić. Dziewczyny na zleceniu będą im podawały posiłki, ale przecież zlecenie to nie praca, więc mogą być chore i nikt tego nie sprawdzi. Zdziwiło mnie to, potem zdenerwowało, aż w końcu ręce mi do ziemi opadły. Ostatecznie odpuściłam sobie.

Poszłam do domu, ochłonęłam i postanowiłam zapomnieć. Wpadł mi za to do głowy inny, zaskakujący pomysł. Jak już chodzę po lekarzach to zrobię sobie badania. Nie robiłam nic takiego 8 lat. Najwyższy czas. Mam sympatycznego lekarza ogólnego i wybrałam odpowiedni dzień, żeby uniknąć porannych kolejek od 5 rano (ciekawe, że oni wszyscy mają siłę tak stać 3 h w tych kolejkach, a potem kolejne godziny przed gabinetem. Trzeba mieć niezłe zdrowie, żeby to wytrzymać ;P).
Rozmowa trwała około 10 minut. Opowiedziałam mu o niejedzeniu mięsa od roku i o bardzo sporadycznym spożywaniu produktów odzwierzęcych, co i tak chcę całkowicie wyeliminować. Dowiedziałam się zaskakujących rzeczy i muszę to ogłosić światu:
Nie trzeba od razu iść robić badania na B12. Podstawowe badanie krwi może nam wiele powiedzieć. Jeżeli brakuje nam B12 to krwinki będą miały inną objętość, będą nieprawidłowo małe.
Żelazo: można wykryć przez nieprawidłową gęstość krwinek.
Jedynie wit. D nie da się zbadać w ten sposób, ale lekarz pytał mnie czy mam objawy braku wit. D. Po wywiadzie nie stwierdził takowych i pogratulował mi zdrowia.
Jest przekonany, że wyniki wyjdą w normie:)


Postanowiłam zatem badać się regularnie co 3-5 lat (takie normy podają lekarze dla ludzi w moim wieku i nieco starszych).
Badań wegetarian i wegan na odpowiednią skalę się nie robi i wszędzie czytam, że nic się nie dowiem.
Więc sama będę robiła badania. Nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Jeżeli ktoś mnie zapyta jakie mam wyniki jestem skłonna je podać.
Wiem, że bardzo chaotycznie piszę, ale emocje mną dziś rządzą i energię mam podwójną. A po pobieraniu krwi nadal mi się ręce trzęsą. Ale krew mam podobno dobrą, bo ciągle mnie gryzą komary (jeden zrobił to przed chwilą).


To tyle na dziś, a reszta jutro jak laboratorium ogarnie moje cztery fiolki czerwonej cieczy!

<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3