niedziela, 5 sierpnia 2012

Ten, którego miało nie być

Miałam dzisiaj nic nie pisać. A narodził się ten, którego miało nie być.
Ale różne zdarzenia dzisiejszego (i nie tylko) dnia zmobilizowały mnie do głębokiej analizy człowieka pod pewnymi względami. Od dłuższego czasu to we mnie narastało i dziś czuję, że dorosłam do zadania kilku pytań.
Jestem osobą w miarę poukładaną. To znaczy staram się radzić sobie w każdych warunkach. Nowy dom, nowe miasto, nowa praca, nowi ludzie. Nie załamuję się i podążam na przód. Wiele osób mi mówi, że radzę sobie o wiele lepiej niż oni. Wiem jak wiele mam w sobie złych cech, ale pracuję nad sobą, nad umysłem, ciałem i codziennymi kłopotami. Przecież każdy je ma. Tylko po co wstawać z samego rana z założeniem, że jest się chorym. Po co marudzić, że jest źle, choć jeszcze nic się nie wydarzyło. Po co wymyślać różne historie i opowiadać je żeby tylko zwrócić na siebie uwagę innych. W końcu po co oceniać różnych ludzi i sytuacje kiedy nie ma się obrazu całości. Po czterech latach pracy z chorymi oraz otaczania się różnymi ludźmi w tym hipochondrykami (lub 2 w 1) mam powoli dosyć. Zjadają moją energię dając mi w zamian tylko niechęć do życia i otwierają drzwi do podróży w depresję. A to nie moja droga! Sami pogłębiają swoje fizyczne urazy niewłaściwym zachowaniem. Wolą być do końca życia wytykani jako niepełnosprawni niż wrócić do normalnego życia. Bo dzięki temu dostają od ludzi zainteresowanie, współczucie, pomoc w każdej sytuacji i jak sami mówią ogromne pieniądze.
Może mi ktoś powiedzieć, że jestem nieczuła, ale nie jest to prawda. Wiele lat starałam się robić wszystko na rzecz innych. W pewnym momencie zorientowałam się, że moje życie na tym cierpi. Starałam się przeorganizować to tak, żeby wszyscy mieli korzyści z mojego poświęcenia. Oni i ja. Ale nadszedł moment kiedy zaczynam się wycofywać. Nikt nie docenia tego co robię. Jest wręcz przeciwnie.
Zatem nogą robię krok w tył, głową krok naprzód. I dochodzimy do sedna tego wywodu. Kim jest hipochondryk i co nim kieruje.
Poniższy tekst pochodzi z Wikipedii, ale jego bibliografia ma głęboki sens, więc wydaje mi się, że tak samo jest z tekstem.
"Hipochondria (zaburzenie hipochondryczne) - zaburzenie somatoformiczne, którego dominującą cechą jest stałe nieuzasadnione przekonanie o istnieniu przynajmniej jednej poważnej, postępującej choroby somatycznej.
Osoba cierpiąca na hipochondrię ujawnia uporczywe skargi somatyczne lub stale skupia uwagę na ich fizycznej naturze. Normalne czy banalne doznania lub przejawy są często interpretowane jako nienormalne i świadczące o chorobie, a uwaga skupiona jest zwykle na jednym czy dwóch narządach albo układach ciała.
Hipochondria często występuje w depresji lub towarzyszy jej lęk.
Przyczyną powstawania zaburzenia jest egocentryczna lub narcystyczna orientacja. Historia dzieciństwa jest bogata w doświadczenia urazów psychicznych, łącznie z przemoc i nadużyciami seksualnymi".
O niektórych rzeczach nie wiedziałam, niektóre nie pojawiają się w poznanych mi "żywych" przypadkach.
Hmm.. napisałam cały tekst i połowę skasowałam. Aż się zdenerwowałam jak sobie przypomniałam niektóre sprawy. To napiszę tylko jedną i kończę.
Osoba, nazwijmy ją A pojechała do znajomej osoby, powiedzmy B. Pomieszkała tam jakiś czas na koszt tej osoby, bo stwierdziła, że jest biedna i chora. Osoba B mając znajomych w różnych "poważnych" profesjach opowiedziała to znajomemu lekarzowi. Lekarz bez kontaktu z tą osobą oraz bez zrobienia jakichkolwiek badań wypisać świadectwo lekarskie dla osoby A. Same najgorsze rzeczy. Osoba A poszła do pewnej państwowej instytucji i dostała kilkadziesiąt tysięcy na rehabilitację oraz inne cele. Musi się z tych pieniędzy rozliczyć. Jeżeli nie wyda wszystkiego musi zwrócić resztę. Aby się rozliczyć musi jedynie napisać oświadczenie, że wszystko wydała na określone rzeczy (w tym głównie leczenie). Oświadczenie napisała, wysłała pocztą i koniec przygody. Tylko jest jeden mały szkopuł. Osoba na określone cele wydała kilka tysięcy, a resztę zgarnęła dla siebie.
Nie mam nic przeciwko chorym ludziom, którym należy się pomoc, ale wiem:
po 1., że wiele chorób da się wyleczyć bez służby zdrowia i dodatkowych pieniędzy!
po 2. jest to wobec mnie nieuczciwe, że płacę podatki, żeby budować Polskę, bo w nią wierzę, a nieuczciwi ludzie tak robią. Czy oni nie czują się polakami?

Co sądzicie o hipochondrii i tym co napisałam? Czy tylko ja chciałabym żyć w pięknym, rozwijającym się kraju z uczciwymi i miłymi ludźmi bez takich sytuacji?

3 komentarze:

  1. A na jednym z blogów przeczytałam poniższy tekst i to jest po części to o co mi chodziło. Czyli jednak ktoś mnie rozumie i wie o czym mówię:
    "Hipochondrycy wokół nas
    Bardzo ciężko jest kiedy musisz żyć z hipochondrykami. Choroba goni chorobę. Znam takich którzy nieraz wyleczyli AIDS, raka mózgu, sepsę czy inne jeszcze nieuleczalne i groźne choroby. Czasami wystarczy, że usłyszą jakie objawy występują przy tych chorobach i identyfikują je u siebie. To wydaje się śmieszne – ale wierzcie mi będąc blisko nie wygląda tak różowo. Pewna bliska mi osoba swoją wędrówkę w poszukiwaniu choroby rozpoczęła od ginekologa „który rzekomo coś usłyszał w płucach”. Później był pulmonolog, dermatolog, kardiolog. Oczywiście wieloetapowo, no bo jak może zwykły lekarz specjalista dać pewność – każdą diagnozę trzeba potwierdzić u profesora. To po części też i wina lekarzy (choć może nie), iż nie wykluczają wszelkich wątpliwości, a wprost zasiewają kolejną…

    Mam też znajomych, którzy wręcz kontemplują swoje choroby i zamęczają całe swoje otoczenie opowieściami, nie szczędząc szczegółów. Takie osoby wręcz czekają na to aby znów znaleźć się u lekarza. To po części chyba niespełnieni lekarze, którzy przed każdą wizytą skrupulatnie przygotowują się czytając któryś z poradników z pokaźnej podręcznej biblioteczki medycznej. W jednym palcu mają normy dla morfologii krwi czy innych badań.

    No i na koniec ostatni typ. To osoby, które w rzeczywistości zmagają się z przewlekłymi i uciążliwymi chorobami, ale jednocześnie tak przyzwyczają się do tej choroby, że nie pozwalają sobie pomóc. To wszystko ma oczywiście podłoże psychiczne. Ich cierpienie staje się ich dniem codziennym, do tego stopnia, że nie potrafią myśleć o tym że mogą być zdrowi, że mogą o ile nie wyleczyć to załagodzić chorobę. Nie pozwalają sobie pomóc w tym stanie depresji, a twoje słowa pocieszenia traktują jako bagatelizowanie i niezrozumienie ich sytuacji.

    Zresztą wspólnym mianownikiem tych wszystkich osób jest właśnie to że twoją pomoc o ile nie oznacza akceptacji ich choroby i wspólnego zamartwiania – potraktują jak niezrozumienie ich problemów.

    Życie z hipochondrykami nie należy do koszmarnych – a czasami wręcz zabawnych, o ile umiemy podchodzić z dystansem i nie damy się sami wplątać w psychozę choroby. No chyba, że jako rodzic twój współmałżonek będąc hipochondrykiem stara się odnaleźć choroby u waszego dziecka, zarzucając że nie dbasz o jego zdrowie. To argument poniżej pasa, ale… na zdrowie dzieci trzeba dmuchać i chuchać a więc da się jakoś przeżyć… Żegnam się więc słowami – do następnej choroby – oby była tylko wyimaginowana."Cogito77


    DorotaM

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie wróciłam niedawno z Warsztatów Surowo - Rozwojowych w Warszawie , a tu tyle do przeczytania : )

    Temat na szczęście mi odległy , ale bardzo ciekawy .

    Czy jest jakiś skuteczny sposób na próbę go rozwiązania ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Z przeczytanych przeze mnie materiałów zauważam, że hipochondria uznawana jest za chorobę psychiczną. Nie każę ludziom wizytować zakładów psychiatrycznych i brać co dzień garści leków, ale spotkania z psychologiem i praca nad sobą byłaby wskazana. Jak ktoś ma obsesję sprzątania, mycia się i przebierania to go leczą, a jak jest hipochondrykiem to już nie. Więc o co chodzi?

    DorotaM

    OdpowiedzUsuń