Zaczęłam liczyć kalorie. O tym
pewnie już nie raz słyszeliście. Do tego dużo sportu. A potem
zupełne odwrócenie sytuacji. W „te dni” jestem osłabiona.
Przed i po nic mnie nie łapie. A w trakcie okresu każdy chory obok
mnie jest wyzwaniem. No i po miesiącu bronienia się przed
infekcjami/katarami/chorobami przemęczone ciało odmówiło
posłuszeństwa. Przez chorobę na tydzień zapomniałam o sporcie.
Nawet wychodzenie z łóżka było wyzwaniem. Dwa dni nie podnosiłam
się wcale. Przez ten czas nie miałam też siły jeść, a od leków
było mi raczej nie za fajnie na żołądku. Po raz kolejny
przekonałam się, że jest to idealny sposób na zrzucenie brzuszka.
Jeden kilogram mniej w jeden tydzień. Tyle odnotowała moja domowa
waga. Do tego skurczenie żołądka (szybciej czuję sytość, a
przejedzenie mnie bardzo męczy) i ta lekkość. Nie fajnie jest się
przeziębić, ale miłe zaskoczenie po kilku dniach rekompensuje złe
samopoczucie i kiepski humor. Czym więc poskutkowało moje liczenie,
a potem chorowanie? W sumie pięć kilo mniej. Po chorobie wróciłam
do jedzenia i w tydzień nadrobiłam pół kilo, ale teraz waga stoi
w miejscu.
Każdy biegacz wie, że czym mniejsza waga tym lżej się też biega. Podobnie z jazdą na rowerze. Kiedy mam wyładowany plecak i jadę męczę się podwójnie. Kiedy jadę bez bagażu czuję niezwykłą lekkość. Te kilka kilo mniej na moim ciele już robi różnicę. Ponieważ jeżdżę do pracy na rowerze i muszę mieć książki/ubrania/jedzenie ze sobą to pozbycie się ciężaru dużo zmieniło. Nawet wchodzenie po schodach jest lżejsze. Polecam każdemu zrzucenie odrobiny „boczków”.
Każdy biegacz wie, że czym mniejsza waga tym lżej się też biega. Podobnie z jazdą na rowerze. Kiedy mam wyładowany plecak i jadę męczę się podwójnie. Kiedy jadę bez bagażu czuję niezwykłą lekkość. Te kilka kilo mniej na moim ciele już robi różnicę. Ponieważ jeżdżę do pracy na rowerze i muszę mieć książki/ubrania/jedzenie ze sobą to pozbycie się ciężaru dużo zmieniło. Nawet wchodzenie po schodach jest lżejsze. Polecam każdemu zrzucenie odrobiny „boczków”.
A teraz zmieniając temat. Strączki. Warzywa oczywiście. Ostatnio przeczytałam, że podczas jedzenia strączków w naszym ciele wytwarza się jakaś substancja, która je rozkłada. Dzięki niej uwalniamy się od "gazów". Jeżeli jednak warzywa te są rzadkim gościem w naszej kuchni owa substancja nie jest wytwarzana. Dlatego też po długim czasie poszczenia na przykład od fasoli czy grochu mamy kłopoty z jelitami. Jednak codzienne spożycie tych cudownych warzyw pozwala nam unikać lub bardzo minimalizować nieprzyjemne dolegliwości. Od tygodnia jem je codziennie i faktycznie czuję różnicę. Ogromną. Wy też to poczujcie :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz