Jak sojowe to nie mleko? I ta cena...
Myślę, myślę i rozkminiam. No tak
ogólnie rzecz biorąc słyszałam, że mlekiem można nazywać tylko
to, co pochodzi od zwierząt i jest ich mlekiem. Wszystko co
roślinne, choć mleko przypomina nazywać należy inaczej. Z drugiej
jednak strony z kokosów mamy mleko i nikt się nie czepia. No, ale
prawo w Polsce dziurawe jest i różnie to też bywa z interpretacją. Nie jestem znawcą tematu więc może się mylę. Niezależnie od tego co w księgach napisali, dla mnie napój sojowy
to mleko. Podobnie jak specyfiki z migdałów, orzechów i ryżu.
Dodaję do płatków. Od czasu do czasu napiję się z nim kawy. No
mleko pełną gębą.
A jogurty sojowe? Śmietanka? Czy mogą być tak nazywane? Wiem jedynie, że producenci nie stosują zamienników (przynajmniej ja nie znam). Chodzi w tym wszystkim o dobro konsumenta, producenta czy jeszcze jakieś inne? Chyba nie dojdę z tym do ładu i składu. Wiem jedno. Nigdy nie przepadałam za mlekiem krowim. Koziego nienawidziłam. Śmierdzi mi tak, że aż robi mi się niedobrze. Ciężko jednak było przestawić się na sojowe. Jakieś takie trawiaste orzekł mój przyjaciel raz próbując dla eksperymentu. Krzywo na mnie popatrzył i do tematu nie wrócił. Ja się przekonałam i nie mam dziś większych problemów. Jogurty uwielbiałam. Sojowy jogurt naturalny jest nadal nie do przejścia. Dodaję domowe dżemy i rozkoszuję się konsystencją, bo to głównie od niej się uzależniłam. Śmietanki jeszcze nie używałam, ale może te czasy takie nadejdą.
A wspólny mianownik jest jeden. Ogromna różnica w cenie, jeżeli porównamy produkty odzwierzęce i roślinne odpowiedniki. Dotarło do mnie kilka informacji na ten temat i widzę, że w innych krajach bywa dużo lepiej niż u nas. Weźmy pod uwagę choćby graniczące z nami Niemcy. Wybór większy, ceny niższe. W odpowiedzi usłyszałam, że taki to już nasz kraj jest, że mało osób żywi się wegańsko i firmy produkują mało tego typu produktów. Co za tym idzie koszt jest większy.
A jogurty sojowe? Śmietanka? Czy mogą być tak nazywane? Wiem jedynie, że producenci nie stosują zamienników (przynajmniej ja nie znam). Chodzi w tym wszystkim o dobro konsumenta, producenta czy jeszcze jakieś inne? Chyba nie dojdę z tym do ładu i składu. Wiem jedno. Nigdy nie przepadałam za mlekiem krowim. Koziego nienawidziłam. Śmierdzi mi tak, że aż robi mi się niedobrze. Ciężko jednak było przestawić się na sojowe. Jakieś takie trawiaste orzekł mój przyjaciel raz próbując dla eksperymentu. Krzywo na mnie popatrzył i do tematu nie wrócił. Ja się przekonałam i nie mam dziś większych problemów. Jogurty uwielbiałam. Sojowy jogurt naturalny jest nadal nie do przejścia. Dodaję domowe dżemy i rozkoszuję się konsystencją, bo to głównie od niej się uzależniłam. Śmietanki jeszcze nie używałam, ale może te czasy takie nadejdą.
A wspólny mianownik jest jeden. Ogromna różnica w cenie, jeżeli porównamy produkty odzwierzęce i roślinne odpowiedniki. Dotarło do mnie kilka informacji na ten temat i widzę, że w innych krajach bywa dużo lepiej niż u nas. Weźmy pod uwagę choćby graniczące z nami Niemcy. Wybór większy, ceny niższe. W odpowiedzi usłyszałam, że taki to już nasz kraj jest, że mało osób żywi się wegańsko i firmy produkują mało tego typu produktów. Co za tym idzie koszt jest większy.
Widzę małe światełko w tunelu.
Najlepiej bowiem jeść świeże warzywa i owoce, a nie przetworzone
produkty: „jogurty”, „wędliny”, „sery”. Kupię zatem
więcej zieleniny, niż „przetworów”. Ale MLEKO sojowe musi być.
Tego się nie wyrzeknę :)
To prawda jest duża różnica w cenie. Zawsze można takie mleko sojowe czy ryżowe zrobić samemu są do tego specjalne urządzenia.
OdpowiedzUsuńRobiłam kiedyś mleko migdałowe i orzechowe w domu. Wystarczył zwykły blender :) Ale zachodu z tym dużo. Może jeszcze się pokuszę.
UsuńO specjalnych urządzeniach nie słyszałam. Co to dokładnie jest?
Witam. Są to specjalne automaty. Dołączę link z przykładowym automatem http://www.aktivplus.org/cms_pl
Usuń