sobota, 7 grudnia 2013

Nie-kupuję-tego

Tak bardzo chciałam napisać na jeden konkretny temat. No nie da się i już. Dlatego krótki wstęp nie na temat. Los wystawia moją cierpliwość na próbę. Ale nie złamie mnie to. Twarda jestem :D Czekam bowiem na książkę "Dzika droga" od Eleny. Na początku tygodnia podałam jej adres i już tylko czekanie. Wczoraj listonosz mnie nie zastał i wieczorem w skrzynce znalazłam awizo. Na pocztę już nie zdążyłam. Dziś znów pracowałam w godzinach, kiedy działa poczta. A jutro niedziela. Może w poniedziałek uda mi się w końcu dotrzeć do pocztowego przybytku i odebrać książkę, która już na mnie czeka. Zatem dalej cierpliwie czekam. A o czym dziś chciałam napisać? O wydarzeniu, które miało miejsce już ponad tydzień temu, ale zapadło mi głęboko w pamięci.

O dniu bez zakupów i całej idei, która rozkwita w Polsce od kilku lat dowiedziałam się przypadkowo. Jak to każdy, kto ma profil klikam na fejsie w lajki. O ile na początku robiłam to przypadkowo, kiedy ktoś ze znajomych o to prosił, sytuacja uległa zmianie. Bardziej szczegółowo czytam o co chodzi i klikam jedynie wtedy, gdy dana strona czy wydarzenie mnie interesuje/jest zgodne z moimi preferencjami. Ponieważ zaproszeń dostaję od groma ciężko wszystko przeczytać i niektóre rzeczy po prostu olewam. Jak mam dobry humor łatwiej jest mnie namówić i czasem żałuję swojej decyzji, ale na szczęście zdarza się to bardzo rzadko. Nie pamiętam czy z polecenia czy przez przypadek odkryłam ulicę ekologiczną. A oni zamieścili na swojej stronie wywiad, który przeczytałam i zachwyciłam się projektem. W ten sposób dowiedziałam się o istnieniu tego bloga i zaczęłam z ciekawością czytać. Nagle uśpiony mózg wyłuskał kilka albo i kilkanaście pomysłów. Akcja musiała zadziać się już, natychmiast. Niecierpliwość zwyciężyła. Zatem łącząc się poniekąd z ideą w środku nocy postanowiłam jeszcze rzadziej odwiedzać fejsa. Pierwszą taką decyzję podjęłam około pół roku temu i wchodziłam co drugi dzień na swój profil. Teraz będzie jeszcze rzadziej. Minęły 3 dni, a ja już czuje większą wolność. Dalej w kolejce są reklamy papierowe, które roznoszone są do skrzynek z iście zegarmistrzowską precyzją. Przeglądałam je i zaznaczałam w myślach rzeczy do kupienia. No i po co mi to? Popatrzę już jedynie na przecenione owoce i warzywa. Reszta najczęściej nie jest konieczna, może poczekać. Znacie tą zasadę? Że jak nie kupisz impulsywnie tylko poczekasz co najmniej jedną dobę to może się okazać, że wcale nie potrzebujemy tego, co nagle wpadło nam w oko. Kolejnym krokiem zatem będzie kupowanie TYLKO z listą. Zakupowe listy robię bowiem od dawna na odwrotach starych rachunków. Są małe, łatwo mieszczą się w kieszeni czy portfelu i równie łatwo je zapomnieć. A wtedy zakupowe szaleństwo rozkwita. Ale już nie u mnie. Impuls to moje drugie imię, ale rozsądek chyba mam na trzecie.

I rozsądek przyda się najbardziej. Zmniejszeniu konsumpcjonizmu musi towarzyszyć na pierwszym miejscu.
I nie chodzi tu o to, aby powielać zrealizowane już idee o których można przeczytać na blogu, ale o wprowadzenie stałych zmian. Mądrych, realistycznych, skutecznych, ale i w miarę przyjemnych. W końcu ma to być na dłużej, a może nawet na całe życie. Warto zatem przemyśleć strategię. A każdemu kto chce się do tego zabrać polecam przeczytanie jak to się udało autorce roku bez kupowania.

2 komentarze:

  1. Chyba przed świętami nasza Poczta Polska ledwo zipie ;)
    Książkę wysłałam poleconym priorytetem i byłam pewna, że w środę będzie na miejscu przeznaczenia a tu proszę ... Co się odwlecze to nie uciecze. Ważne, że książka w końcu dotarła na pocztę :)

    Zimową porą zakupoholizm mi nie grozi. Wolę wtedy wygrzewać się w domu a nie paradować przez lodowe chodniki i miejskie zaspy... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyzwyczaiłam się do naszej Poczty i nie dziwi mnie to co się dzieje. Zdarzyło mi się nawet, że wysłałam kartkę z wakacji, która... nigdy nie dotarła.
    Ale ja cierpliwie czekam:)

    OdpowiedzUsuń