piątek, 28 lutego 2014

"Nie chce mi się..."

Mój dzisiejszy post zaczyna się od cudzysłowu. O ile sama czasem korzystam z tych słów, to dookoła mnie ludzie mówią to dosłownie co chwilę. Każdemu się nie chce i najchętniej rzuciłby wszystko i legł na plaży w jakimś ciepłym kraju. Już mnie to powoli zaczyna drażnić. Marnujemy bowiem takie ilości energii na to przysłowiowe "nie chce mi się...", że aż żal patrzeć. Równie dobrze energię tą możemy spożytkować na coś znacznie lepszego i zdrowszego. 

Ale są jeszcze gorsze rzeczy. Ja powiedziałam śmiało, że również miewam lenia, ale szybko dochodzę do powyższej konkluzji. Nie marnuj energii na marudzenie. Przykład: wczorajsze wczesne popołudnie. Zastanawiałam się czy jechać do pracy autobusem czy na rowerze. Jakoś te 16 km nieco odstraszało, ale w końcu powiedziałam sobie, że nie jestem mięczakiem i olewam "niechcenie". Pojechałam rowerem. A co usłyszałam na miejscu? Milion wymówek, dlaczego inni tego nie robią i że to ja jestem dziwna, że nie mam samochodu i wolę rower. A jak powiedziałam, że do mnie to nie przemawia to zaczął się hejt. I według niektórych to ja jestem zła. Narzucam innym swoje zdanie (jeżdżenie na rowerze jest lepsze niż "nie chce mi się") i ludzie odbiegający od normy (samochód, nadwaga, choroby i jedzenie świństwa) są dziwni i trzeba ich wykluczyć/hejtować/udowodnić (wg mnie bezzasadnie więc się nie przejmuję), że nie mają racji.

A na koniec temat tłustego czwartku. Oczywiście talerz pączków dla kadry. I zdziwko ludzi, że ja ich nie tykam. Mówię, że ja raczej takich rzeczy nie używam, bo po pierwsze nie jem mięsa, a po drugie nigdy nie przepadałam za pączkami i obrzydliwym lukrem/pudrem na wierzchu itd, itp. Komentarz: nie przesadzaj to nie jest mięso i każdy powinien zjeść pączka w taki dzień. 

Niestety tradycją jest smażenie pączków na smalcu (bleee) i dodawanie do nich masła i nie wiadomo czego jeszcze. Jak dla mnie bliżej temu do mięsa niż do warzyw. Dlatego ja zjadłam z rana szejka na obiad nieco makaronu i ogromną porcję sałaty, a popołudniu duuużo różnych owoców. Skusiłam się jedynie na kawę z odrobiną mleka sojowego. Nie widziałam potrzeby zajadania się tymi wszystkimi tłusto czwartkowymi specjałami. Szkoda tylko, że mój zdrowy dzień okazał się tak nie przystępny dla przeciętnego polaka i "nie chce mi się.." było jeszcze głośniejsze i częstsze niż zwykle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz