sobota, 22 września 2012

Sportu trochę

Bieganie nigdy nie było moją mocną stroną. Wolałam inne dziedziny sportu. Bieganie sprawiało mi niemałe trudności i ostatecznie nienawidziłam go. Nawet skok przez skrzynię wydawał mi się lepszy. Moją średnią z wf-u zawsze psuła trója z biegania. Kiedy wszystkim nie szło nauczyciel podwyższał oceny, a ja dostawałam czwórkę.Jedyną czwórkę z biegania.
Postanowiłam sobie, że kończę szkołę i nigdy do tego nie wrócę.
Na studiach pływałam i przestałam bać się głębokiej wody. Przynajmniej ten w basenie, bo z nim mam na co dzień do czynienia. Potem kupiłam rower. Chciałam mieć ładny miejski rower z którym można się pokazać. Czasem tylko pojeździć. Bo modne to i mają wszyscy. Zaczęłam jeździć, bo szybciej niż na piechotkę. I zaczęło mi się  podobać. Jeździłam rzadko. Płuca za mało wyćwiczone. Serce nieprzystosowane. Pod górkę było męęęęęęcząco. Potem przeprowadzka tam, gdzie zaczynają się góry. Miasto po którym człowiek porusza się sinusoidą. Nie istnieje tu słowo płasko. I w sumie dobrze. Kocham góry i dlatego tu jestem.
A potem brak kasy. Zmusiło mnie to do ciągłej jazdy na rowerze. Do sklepu, do pracy. Początkowo było kiepsko. Starałam się jechać szybko, ale ledwo mi szło na pierwszym biegu. 2 razy w tygodniu dojeżdżałam do pracy około 7 (może nieco więcej) km. Potem trzeba było wrócić. Pierwszy miesiąc był męczarnią, a każde skrzyżowanie ze światłami na których musiałam się zatrzymać najcudowniejszą rzeczą. Potem zrobiło się lżej. Nie chciałam odpuszczać. Wolałam się pomęczyć, bo było to dobre dla samopoczucia. Fizycznego i psychicznego. Więc drugi bieg. Męka pod górki. Kolejne stopnie załamania psychicznego i dwa miesiące walki z ciałem. Zaczęłam robić dłuższe dystanse. Jeździłam 10, a nawet 15 km. Męka była coraz mniejsza. Czasem zdarzało mi się jechać po płaskim na trzecim biegu i z tęsknotą czekałam, aż nie będę musiała wracać już do "dwójki". I nadszedł ten moment. Cała trasa do pracy na "trójce". Ogromne zmęczenie na twarzy, ale i radość, której nie da się opisać.
A potem kontuzja. Zaczęłam jeździć sześć razy w tygodniu. I odnowiło mi się zapalenie mięśni w prawej nodze. Męczy mnie to w sumie od dziesięciu lat. Lekarz, maści, przerwa. Potem powrót do formy. Kiepsko. Głowa się dołuje. Głowa się martwi. Potem poprawa.
I ściana. Jakiś niewidzialny mur, którego nie potrafię przejść. Doszłam do etapu, gdzie nie potrafię wejść na wyższy stopnień. Denerwowałam się jakiś czas.
Cały czas jednak czytałam, czytałam i czytałam. Czytałam bloga Pepsi. A ona nawijała o bieganiu. Stwierdziłam, że jest walnięta. Potem doszłam do wniosku, że wiele ludzi jest walniętych. A potem już wiedziałam, że ona ma rację.
Ludzie są leniwi. Ciągle sami przed sobą wygłaszają wielkie mowy-wymowy. Głupie wymówki, żeby żreć i nie ćwiczyć. A potem chudzi mówią, że grubi się opychają i nie ruszają. I mówią, że ja taka jestem.
A ja ćwiczę i nagle mam mur. Głowa cały czas pracowała. Wstałam w pewną niedzielę o 7 rano i pojechałam do Decathlonu. Za ostatnie pieniądze na życie kupiłam buty do biegania. Bardzo chciałam czarne, bo nie lubię tych jaskrawych, sportowych ubrań. Czarne były jedynie z najnowszej kolekcji za kupę pieniędzy. Kupiłam biało-fioletowe i od razu ich nienawidziłam. Kupiłam je dlatego, że spełniały istotne dla mnie parametry i były przecenione o jakieś 40%. A i tak wydałam fortunę jak na moje zarobki.
Następnego dla byłam jednak szczęśliwa, że je mam i zaczęłam się owym faktem dzielić. I na wstępie zostałam wyśmiana, że ja na pewno nie ruszę dupy, że nigdy nie będę sportowcem, a buty mają jaskrawy kolor, więc nie są fajne. Buty rzuciłam w kąt, a do ludzi przestałam się odzywać. Zastanawiałam się dlaczego Polacy są tacy "mili". Było mi bardzo przykro. W końcu zebrałam się i poszłam biegać. Znów zostałam wyśmiana. Poczerwieniałam ze zdenerwowania i pobiegłam przed siebie. trwało to 25 minut. W tym czasie się uspokoiłam. Zrobiło mi się lepiej w głowie choć zmęczenie sięgało zenitu. Już wiedziałam o czym pisze Pepsi. I chciałam więcej.
Przed chwilą wróciłam z czwartego biegu. Dziś były 32 min biegania, 10 min marszu i rozciąganie. Właśnie tego mi było trzeba. Właśnie tego.


DorotaM

2 komentarze:

  1. No wiesz . . . Jeszcze trochę , a i mnie przekabacicie do biegania : )
    To byłby koniec świata ; ) !

    OdpowiedzUsuń
  2. To samo myślałam kilka lat temu o sobie. Na wszystko przyjdzie pora:) Jak narazie z braku czasu biegałam 5 razy. Ciągle za to jeżdżę na rowerze. Ale bieganie wciąga.
    Więc polecam :)

    DorotaM

    OdpowiedzUsuń