piątek, 2 maja 2014

"DETOKS"? KONKLUZJA?

Zdarza się, że człowiek jest w aspołeczny. Zdarza się, że jest wręcz przeciwnie, a jednak los ową aspołeczność generuje i nie pozwala na inne zachowania. Podobnie było w moim przypadku przez ponad miesiąc. Zawirowania życiowe (jak się okazało prawie same pozytywne) spowodowały moje niezamierzone odcięcie się od ludzi w rzeczywistości jak i w sieci. Brak internetu oraz kursowanie między mieszkaniem, trochę pracą i różnymi instytucjami sprawił mi nieco "detoks". Niestety tylko psychiczny ponieważ z ciałem było bardzo kiepsko. Wszystko zakończyło się poważną chorobą, mega odpoczynkiem i rozpoczęło nowy etap w moim życiu. Od dwóch tygodni mam dużo więcej czasu. Zaczęłam też intensywnie ćwiczyć. Biegam, jeżdżę na rowerze i zdarzyło mi się nawet poćwiczyć nieco brzuch. Z tym ostatnim jest tragicznie. Na początku nie było czasu i możliwości żeby gotować. A ja nie jestem przyzwyczajona jeść same owoce cały dzień, dlatego dieta była najgorsza od chyba pięciu lat. Potem święta i ten wzrok każdego: zjedz moje ciasto, zjedz moją sałatkę, podziel się jajkiem... A to wszystko naładowane cukrem i tłuszczem, czyli z kęsa na kęs czyniło ze mnie nałogowca, uzależnionego od słodkości. Od trzech dni jest jednak inaczej i czuję się o niebo lepiej. Ponieważ mam też trochę czasu to robię po dwa krótkie treningi dziennie i czuję, że żyję. W końcu!

Głowa odpoczęła od ludzi spotykanych na co dzień ze względu na ograniczony kontakt. Do tego dużo sportu i znów zdrowe jedzenie. Mimo nieproporcjonalnego, rozleniwionego ciała, które wygląda nie najlepiej, choć według lekarzy jest ok, zamierzam sporo ćwiczyć. Po raz pierwszy od dawna wiem, że nie chcę robić długich przerw między treningami i nie wyobrażam sobie życia bez sportu. A jeszcze lepiej byłoby, gdyby stał się on elementem mojej pracy. Wiem po sobie, że nie zacznę jeść jak wróbelek. Wolę dużo się ruszać, żeby spalić zjedzone kalorie.

Inną konkluzją jest dla mnie blog. Dzięki niemu czytam i piszę przez co pozwalam się rozwijać moim połączeniom w mózgu. Samo czytanie może być równie dobre, ale ja potrzebuję jednak czegoś więcej. Widzę jak ludzie godzinami siedzą w pracy, mało się ruszają i do tego jedyną rozrywką jest telewizja. Wiem, że nie prowadzi to do niczego dobrego. Wiele badań dowiodło niefajnych rzeczy w tej materii. Alzheimer i różne inne "starcze" dolegliwości mogą być wyeliminowane, opóźnione lub złagodzone poprzez samorozwój na każdym etapie życia. Wystarczy robić "twórcze" rzeczy stale i według mnie z zaangażowaniem, a jasność umysłu będzie wciąż na wysokim poziomie.

I może piszę dziś banały, ale doznałam pewnego olśnienia. Po dłuższym czasie stagnacji czuję tak wielką euforię, że nie jestem w stanie nawet składnie pisać. Tekstu nie przeczytam kilka razy jak to zwykle czynię, tylko od razu zamieszczam go dla Was. A sama idę na mój drugi trening., a potem na zdrowy obiad.

Uściski dla wszystkich, którzy czekali na mój powrót :)

2 komentarze:

  1. Fajny wpis. Dobrze, że wróciłaś. Ja nie za bardzo mam czas i chęci by pisać "normalne" posty i generalnie to zmieniam bloga w dziennik treningowy. Ostatnio miałem urlop i kilka dni przerwy. Jutro wracam do treningu. Myślę też o wprowadzeniu zmian do diety. Podczas okresu treningowego dużo jadłem strączków, kasz, ryżu i czasem czuję jak organizm mi sie męczy trawiąc tak duże ilości węgli tzn. ok. 4000kcal. Jem 4 posiłki dziennie i chcę przy tym pozostać. Przedtreningowy i potreningowy ma być z dużą ilością węgli, a pozostałe dwa chcę opierać o tłuszcz, by mieć więcej energii. Po prostu po treningu połączonym z taką wyżerką następnego dnia czuję się gorzej. Jak to można łatwo sprawdzić? Zjedz 100g orzechów z surowymi warzywami. Będzie tego razem np. 650kcal. Co czujesz? Lekkość na żołądku. Jeśli jednak zjesz równowartość kaloryczną fasoli/ryżu to może dopaść człowieka nawet senność. Ale prawdziwy problem pojawia się dopiero wtedy, gdy musisz zjeść 4000kcal na przestrzeni kilku tygodni. Jeśli ktoś nie wierzy zachęcam do spróbowania. Organizm trawiąc tłuszcz nie męczy się w ten sposób, co wielu pakerów ważących ponad 100kg stosuje. Trudno byłoby im spożyć 6000kcal z samych węglowodanów.
    Muszę też spojrzeć prawdzie w oczy. Owoce niszczą moje zęby, gluten to gluten, organizm mój toleruje szczawiany tylko w niewielkich ilościach. Nie jestem typem wegańskim. Dość powiedzieć, że odkąd jem ryby pozbyłem się kontuzji dolnego odcinka grzbietu. Nie jem za to mięsa zwierząt lądowych.
    Co do diety z większą ilością tłuszczu to jeszcze jej nie próbowałem i planuję jutro zacząć. Jeśli się sprawdzi to przy niej raczj pozostanę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze. Poważnie to brzmi co piszesz. Ale faktycznie ja mam to samo. Jak jem dużo ryżu/kaszy to ta senność mnie dobija:/ Po orzechach czuję się nieźle. Za to owoce mogę ostatnio jeść w niezłych ilościach. Tak w ogóle to najlepiej czuję po surowych rzeczach i zupach jarzynowych. Szkoda tylko, że często mam ochotę na rzeczy z glutenem:/ W końcu to jakoś ogarnę.

    A poza tym zaczynam też więcej ćwiczyć. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
    Tobie życzę powodzenia i będę śledziła dziennik:)

    OdpowiedzUsuń